Strona w stałej rozbudowie. Poza linkami zewnętrznymi, wszystkie zamieszczone artykuły są autorstwa Marka Pietrachowicza. Jeśli je skopiujesz lub zacytujesz,
podaj informację o tej stronie i jej autorze. Aborcja - zamiast niej, prawdziwe wsparcie - nie jesteś sama
Sprawdź, na jaką pomoc możesz liczyć będąc w ciąży. Nie dawaj się namówić na rzekomo
"najprostsze" rozwiązanie usunięcia dziecka ze swego życia - nigdy nie usuniesz go ze swego serca,
z myśli i uczuć. Nie ulegaj nagabywaniu i naciskom tych, którzy zarabiają na usuwaniu ciąży,
albo po prostu boją się i nienawidzą nowego życia i dzieci, i chcą skopiować na Ciebie swoje lęki.
Zwróć się i śmiało oczekuj wsparcia nie tylko od wymienionych na grafice fundacji, ale
także wsparcia systemowego:
od świadczeń finansowych, aż po opiekę i prowadzenie przez
Asystenta Rodziny. Szczegóły na portalu Ministerstwa Zdrowia:
informator "Za Życiem"
A na samym początku, kiedy się wahasz i bijesz z myślami, przeżywasz ciężkie chwile
albo zmagasz się z naciskami
na przeprowadzenie aborcji, umów się z nami na indywidualną, dyskretną i bezpłatną rozmowę
w gabinecie Strefa Zrozumienia.
[Zwiń]
Alkohol
Alkohol jest substancją toksyczną. Jest też powszechnie niedoceniany (lekceważony) jako depresant. W perspektywie
odroczonej (długoterminowej), obniża on nastrój i podwyższa drażliwość. Jedynie
jego działanie doraźne jest rozhamowujące, to znaczy obniżające bariery
zahamowań i samokontroli - przez co sprawia on złudzenie bycia
środkiem rozweselającym. Wizyta w klinice psychiatrycznej i obserwacja ludzi
poddanych terapii odwykowej prędko odczarowuje pozytywną legendę alkoholu.
Choroba alkoholowa jest chorobą śmiertelną, a w swych wcześniejszych etapach
wyrządza ogromne krzywdy innym osobom, stąd wprowadzono pojęcie współuzależnienia
rodziny osoby uzależnionej.
Choroba alkoholowa nadchodzi w sposób nieprzewidziany
i nie dający się kontrolować (w fachowym żargonie mówi się, iż ma ona rozwój podstępny).
Iluzja, iż "ciągle jestem w stanie przestać" jest jednym ze znanych i typowych
zjawisk w rozwijającym się alkoholizmie. Drugim jest wpływ środowiska, które zachęca do przyjmowania
alkoholu i odciąga od rezygancji z niego. Wreszcie, zachodzi także, opisany przez Jerzego Mellibrudę,
mechanizm iluzji i zaprzeczania, w ramach którego alkoholizm obraca się w żart, albo
wytwarza się wokól niego pozytywną, przyzwalającą atmosferę, która rozładowuje obawy i rozmywa obserwowane straszne skutki
ulegania alkoholizmowi. Jest to ostrzegawczy sygnał -
objaw choroby alkoholowej.
Gdy obejrzy się jej skutki i tragedię osób współuzależnionych, uśmieszek
prędko znika z ust i następuje odczarowanie kłamstwa o normalności alkoholizmu, albo jego
wyłącznie tymczasowych i przemijających skutkach.
Należy tutaj zwrócić uwagę, iż alkoholikami są nie tylko
"menele" lub patologiczny margines społeczeństwa, ale ulegają mu także osoby wykształcone,
wpływowe, bogate i będące na świeczniku. Choroba alkoholowa jest nieuleczalna, ale można opanować
jej skutki - przy założeniu pełnej abstynencji alkoholika.
Zgodnie z modelem bio-psycho-społecznym, uzależnienie od alkoholu wprowadza
destrukcję na trzech współzależnych płaszczyznach - organicznej, psychicznej oraz relacji z
bliskimi i środowiskiem. Wobec obszaru psychicznego - zob. hasło Uzależnienie.
W psychoterapii uzależnień zwraca się uwagę na fakt, iż po alkohol sięga się
w rozmaitych okolicznościach, ale nie są one powodem do picia. Jedyną przyczyną korzystania
z alkoholu pozostaje decyzja pijącego, ażeby sięgnąc po alkohol. Nie rozwiązuje on bowiem
żadnych problemów i nie jest środkiem do ich rozwiązywania. Zaś tłumaczenie, że coś lub ktoś "sprawiło, że piję", jest kłamstwem
i jednym z przykładów budowania sobie alibi (ww. mechanizmu zaprzeczania).
Picie alkoholu jest (zgubną w nadmiarze) decyzją pijącego i niczym ponadto.
Wypity alkohol wchłania się powoli, a maksimum jego stężenia we krwi przypada na
1,5h po zażyciu (kiedy to kontrola i koordynacja ciała pogarsza się jeszcze bardziej,
niż bezpośrednio po piciu).
Alkohol rozszerza pory skóry, powodując gwałtowne wyziębienie organizmu przy zimnej
pogodzie - i jednoczesnym "promieniowaniu ciepłem", które stanowi dla pijącego groźną
iluzję odwrotnego stanu. Picie alkoholu nie rozgrzewa organizmu, lecz go wyziębia.
Normy WHO przewidują tzw. bezpieczną dawkę, tzn. taką ilość trucizny alkoholowej,
którą organizm nadąża z rozkładaniem i unieczynnianiem przy codziennym spożyciu.
Jest to (dla mężczyzn, kobiety mają niższą, bardziej rygorystyczną normę) równowartość dwóch
dużych puszek piwa, dwóch lampek wina lub kieliszka 180ml wódki. Nawet wówczas
należy obowiązkowo zachowywać dwa dni w tygodniu abstynencji, najlepiej jeden
po drugim. Należy pamiętać, że nawet bezpieczna dawka nie daje żadnej gwarancji, iż
nie ulegnie się mechanizmowi uzależnienia.
W okresie wzmożonego rozwoju struktur mózgowych i funkcjonalności umysłu u dziecka i
młodzieży szkolnej (ten proces kończy się u mężczyzn około 26. r.ż.), podanie alkoholu
jest destrukcyjne dla rozwoju poznawczego (zob. hasło), a uzależnienie następuje
bardzo szybko. Jest to zatem gwarancja zniszczenia przyszłości młodemu człowiekowi,
a przy okazji - popełnienie karalnego przestępstwa. Dla alkoholizmu nie ma żadnego
pobłażania - należy przed nim chronić młodych, a chorych bezwarunkowo leczyć.
[Zwiń]
Ateizm błędem poznawczym
Jest to zarazem tytuł książki ks. dra Tadeusza Kuczyńskiego, z której pochodzą
najcelniejsze myśli i intuicje dotyczące tematu.
To zababwne, jak ateiści (współcześni poganie) uzasadniają swoją niewiarę w Boga
Wszechmogącego. Argumentują to swoim odczuciem, przeświadczeniem, że tak (nie) jest
- a zatem czysto emocjonalnie. I mają pretensję nazywać się przy tym racjonalistami!
Stawiają swoje przeczucie przeciw dwóm tysiącom lat Objawienia i objawień, teologii dogmatycznej i moralnej oraz
mistycznej, i uważają, że to wystarczy, "bo ja mam inne zdanie, bo tak". Albo ich uzasadnienie
przebiega według psychologizującej opinii: "Przecież
Bóg nie mógłby do czegoś takiego [złego] dopuścić (w moim życiu/u innych)". Albo obrazili
się na Boga za jakąś życiową krzywdę i w konsekwencji w Niego nie wierzą (co stanowi absurd). Jest
to rozumowanie czysto emocjonalne, pozbawione racjonalności (teologii, dogmatyki).
Nierozumienie, co Bóg ma na myśli, albo jaka jest Jego intencja, nie stanowi niewiary, bo nie może.
Argumenty ateistów oparte są o próżnię, ponieważ tak naprawdę sprzeciwiają się
infantylnemu obrazowi Boga, który pokutuje w ich niewykształconych teologicznie umysłach, a
w który nie wierzą także sami wierzący. Ateiści nie wiedzą,
w co nie wierzą. W przeciwnym wypadku musieliby najpierw kształtować swoje życie
według wiary i w trudzie, właściwym osobie wierzącej, pogłębiać swoją wiarę, aby móc
zrozumieć głęboko, w jaką istotę nie wierzą. Tymaczsem ich niewiara opiera się na
zwykłym lenistwie umysłowym: nie chce im się zrozumieć pojęć, w które deklarują, że
nie wierzą - a zrozumieć oznacza samemu głęboko przeżyć, doświadczyć osobiście
- a zatem nie wiedzą nawet, w co (w Kogo) tak naprawdę nie wierzą. Jest to tak zwany
pseudoateizm, opiera się na miałkości i ignorancji, czyli jak by nie zwał, głupocie.
Są też tacy, którzy nie wierzą, bo nie mają odwagi uwierzyć w prawdę, ona ich przerasta i onieśmiela.
Ci są juz osobami wierzącymi, ale "złe duchy również wierzą - i drżą". Brakuje im zaufania
w Bożą zupełną miłość. Wiara jest procesem, nie należy się dziwić, że bezustannie - podobnie jak
ubranie - ta dotychczasowa okazuje się dla nas za ciasna, zbyt mała. Trzeba ją ustawicznie poszerzać,
zamieniać na większą, bardziej pokorną i rezygnującą z pożądania środków zastępczych wobec miłości Boga.
Wiara (religijność) jest odwieczną i integralną częścią psychiki ludzkiej - mamy na to dowody
w całym przekroju wiedzy, od archeologii (Schmidt, Gobekli Tepe), przez historię sztuki i etykę, aż po psychologię (paradoks mowy) współczesną (psychologia zdrowia,
integralna, pozytywna). Religijność (transcendencja) znajduje się na najwyższym piętrze hierarchii
potrzeb człowieka wg. Maslowa - w obowiązującym w nauce psychologii modelu. Sprowadzenie Boga do rojenia ego
jest skutkiem nieuzasadnionej opinii Freuda, której on nijak nie udowodnił i której nie da się udowodnić.
Czemu przyjmować tę opinię za pewnik, skoro religijność jest wpisana w konstrukcję umysłu i psychiki
człowieka? Jeśli osoba niewierząca pyta: "Na jakiej podstawie wierzysz?", to czy nie jest tym
bardziej zasadne odwrócenie tego pytania: "Na jakiej podstawie możnaby nie wierzyć, skoro wiara
jest naturalna dla człowieka? Na jakiej podstawie ty nie wierzysz? Co w tobie sprawia, że nie wierzysz?
Jaki brak, lęk albo zadra?".
Jest rzeczą bezsprzeczną, że niewiara w coś jest wtórna wobec wiary, bo najpierw
musimy poznać coś, w co nie wierzymy. Nie możemy powiedzieć: "Nie wierzę w istnienie
Hrabiego Draculi", dopóki nigdy o kimś takim nie słyszeliśmy i nie mamy pojęcia,
kim jest postać, o której forułujemy osąd. A może on istniał? A może tylko część
jego cech pochodzi od folkloru, a część z autentycznej historii? W jakiego Draculę nie wierzę
i na podstawie jakich faktów? Nie znając odpowiedzi na te pytania, nie możemy uczciwie
i racjonalnie nie wierzyć. Jest to samo w sobie sprzecznością, albowiem
ateizm stanowi błąd poznawczy. Trzeba poznać istotę Boga - a to można uczynić
wyłącznie na podstawie zaangażowania w wieloletnią relację z Nim - aby można było w Niego
rzetelnie nie wierzyć. Ale wtedy jest już za późno, bo uwierzyliśmy w Niego. Stanowi to
nierozwiązywalną sprzeczność, którą nazywamy ateizmem - o ile nie jest zwykłą, arogancką
i kompletną niewiedzą "racjonalistów", wykreowaną na podstawie infantylnych wyobrażeń,
rozmijających się z faktycznym obiektem niewiary. Ateiści nie wierząc w Tego, Którego
nie poznali, sami mimowolnie i nieuchronnie przyznają w ten sposób, że uwierzyliby, gdyby
tylko zadali sobie trud i rzetelnie poznali obiekt swej niewiary. Wynika to więc z ich słabości
intelektualnej, a nie z irracjonalności obiektu niewiary (czyli Boga).
Gdyby ktoś wierzący w ten sam sposób, co ateiści, którzy uzasadniają swoją niewiarę
własnym przeświadczeniem i przekonaniem, zadeklarował wiarę w Boga na podstawie własnego
przeświadczenia i przekonania, zostałby przez tych samych "racjonalistów" wyśmiany
jako nieracjonalny. Widzimy więc, że pogaństwo jest jedynie żonglerką emocjonalną,
a więc zubożeniem umysłowym, utratą pewnej naturalnej integralności i spoistości myślenia
przez człowieka niewierzącego - brakiem zwykłej uczciwości umysłu, wynikającym z pychy i lenistwa.
Z psychologizowania Boga, a nie z argumentów natury prawdziwie intelektualnej.
[Zwiń]
Bardzo pożyteczny namiar!
Skonsultuj swoją obawę lub udrękę duchową z doświadczonym kapłanem. Codziennie, niemal całą dobę. pogotowieduchowe.pl [Zwiń]
Behawioryzm
Pogląd, wedle którego nieobecna jest motywacja woluntatywna, a zwierzę
działa wedle reguł warunkowania klasycznego, czyli uczenia się pewnych
schematów zachowań. Człowiek dziedziczy po zwierzętach zdolność do warunkowania,
ale posiada nadto cały wachlarz umiejętności kognitywnych, a zatem
życie duchowe vel psychiczne. Warunkowanie oraz uczenie się to terminy zamienne.
Słynnych eksperymentów Piotra Pawłowa z dzwonkiem i
śliniącymi się psami nie przeprowadziłaby, a wyników nie uznała obecnie żadna
uczelnia, przynajmniej nie w oryginalnych warunkach - z uwagi na zastrzeżenia
etyczne. Niezależnie od niego, pod behawioryzm kładli podwaliny Thorndike
(który w 1911r. ukuł ten termin), Skinner, Lazarus i Eysenck, by wymienić tylko kilku najważniejszych.
Nie wchodząc w liczne szczegóły, wystarczy powiedzieć, że warunkowanie polega
na wzmacnianiu pożądanych zachowań i osłabianiu (wygaszaniu) zachowań niepożądanych. Może to
zachodzić na sposób pozytywny, tzn. przez dostarczanie bodźca oraz negatywny,
tj. przez jego usuwanie. Bodźcem zaś może być kara albo nagroda.
Np. danie dziecku lizaka to wzmocnienie pozytywne (dawanie nagrody), a zażywanie lekarstwa na ból
głowy w sytuacji migreny - to wzmocnienie negatywne (usuwanie "kary").
W procesie uczenia zachodzi również warunkowanie sprawcze
(instrumentalne), którego nagrodą jest po prostu sama wykonywana praca bądź rozwiązany
problem (kto ma w domu kota, ten wie, że są one mistrzami w. spr., a co więcej - warunkują
swych ludzkich opiekunów), oraz warunkowanie awersyje, w którym reakcja obronna na bardzo
niepożądany bodziec wytwarza się niemal jednorazowo i natychmiast. Unikamy np.
tej potrawy, przy spożyciu której nabawiliśmy się zatrucia.
Liczne badania dowodzą, że ludzie najlepiej uczą się pod wpływem nagradzania
pozytywnego, zachodzącego nieregularnie i o dużym znaczeniu bodźca dla nagradzanego.
Psychologia współczesna, pomimo, że behawioryzm jako teoria redukcyjna, w ogóle
nie rozważa procesów myślenia i wyższych motywacji, nie odrzuciła wniosków
pscyhologów behawioralnych - owszem, nasze schematy myślowe oraz zachowań podlegają
warunkowaniu i regularny trening pozwala wprowadzić pożądane korekty do zachowań.
Terapia behawioralno-poznawcza (CBT) skupia się m.in. na rozpoznawaniu
i oduczaniu się nieprawidłowych nawyków, zastępując je zachowaniami bardziej adaptacyjnymi.
Jednym z rodzajów warunkowania jest w. ewaluatywne, w którym bezpośrednie
sąsiedztwo (przestrzenne i czasowe) bodźca o pozytywnej wartości dla warunkowanego
z bodźcem neutralnym znaczeniowo, powoduje przelewanie się afektu (lubienia) na
bodziec pierwotnie neutralny. Bezwzględnie wykorzystuje ten fakt reklama, w której
wykorzystuje się zmysłową kobiecość np. do promocji wody gazowanej. Na poziomie
behawioralnym, często nieświadomie, zaczynamy lepiej rozpoznawać i lubić produkt,
kojarzący nam się z przyjemnością - choć z kobietami nie ma on w rzeczywistości
zgoła nic wspólnego. W. ewaluatywne, poddane racjonalnej krytyce świadomego umysłu,
słabnie - co pokazuje, że zachodzi ono w niejawnej warstwie umysłu, poza nasza jaźnią.
[Zwiń]
Błędy I i II rodzaju - o niedoskonałości testów
Przeczytaj dokument Błędy I rodzaju i II rodzaju,
zamieszczony w dziale
Banku Pomysłów na zajęcia z mat. i fizyki - dostęp linkiem lub ze strony głównej.
[Zwiń]
Cele relacji, małżeństwa
Uchylając się od bezpośredniej odpowiedzi, co małżeństwem jest lub ogólniej, czym jest relacja
dwojga ludzi, opiszmy wpierw, co jest po nim zwykle oczekiwane i jakie skutki z tego wynikają.
Bowiem od tego, jak się je rozumie, zależy stosunek osób do bycia razem i efekty,
jakie będą dla nich istotne lub na jakie będą nastawać, usiłować je urzeczywistnić.
Jeśli zatem małżeństwo jest rozumiane tak, jak w psychologicznej definicji
Braun-Gałkowskiej, iż jego celem nadrzędnym jest bycie razem,
spowoduje to, że dwoje ludzi będzie razem. Jeśli przyczyny, dla których dwoje ludzi
się zeszło, zaczną ustępować (np. wysyci się i wyczerpie chemia), tak rozumiane małżeństwo
zacznie przeżywać kryzys. Jeśli zdołają zadać sobie pytanie: "w imię czego, w imię kogo
mamy się starać być razem?", relacja może sie rozwijać. Samo bycie razem bez refleksji
powoduje rozliczne konflikty i niedopowiedzenia. "Bo my się kochamy" nie trwa wiecznie, ani
nawet długo. Różnice w oczekiwaniach zagwarantują problemy (pytanie, czy będzie to przesądzało
o upadku całej koncepcji relacji, jaką mają w umysłach jej uczestnicy?). Ten budulec nie jest
trwały, jesli nie zastosuje sie go wraz z innymi i w pewnym
głębszym celu, z jego pogłębionym zrozumieniem.
Tożsamym z powyższą definicją jest domniemanie, że chodzi o to, żeby prowadzić wspólne życie
(za: Liberska, Matuszewska). Oznacza to, ze jeśli nie rozumiem sensu życia, to przeniosę to
niezrozumienie na małżeństwo. A zatem, będę oczekiwał od współmałżonka, żeby nauczył mnie tego,
czego sam nie umiem. Będę domagał się od relacji, żeby uzupełniła moje braki - jesli nie czułem
sensu życia, to zamiast wnieść to poczucie i wartość do związku, będę oczekiwał, że ów związek
zapewni mi i zapełni mi ten brak. Nie tylko nie zapewnię sensu od siebie, ale będę go chciał
dostać od drugiej osoby. A to nie jest rolą drugiej osoby, żeby zapełniać moje pustki.
Tak (nie)rozumiane małżeństwo będzie z góry skazane na ciężkie przejścia. Nie tylko nie zapewnię
oparcia drugiej osobie, ale będę liczyć na to, że ona mnie będzie podtrzymywać.
Najczęściej domniemuje się, że jesteśmy razem,
żeby nam było łatwiej. Oczekiwanie zatem będzie położone na ułatwienia. Trudy będą postrzegane
jako zabójcze lub hamujące dla rozwoju małżeństwa. Na przykład potrzeby dzieci będą obsługiwane
tak, żeby generowały mniej kłopotów i żeby szło łatwo. To będzie cel zasadniczy.
Jeśli małżeństwo będzie rozumiane [tylko] jako miejsce startu i wychowania dzieci (co skądinąd
oczywiście jest słusznym i ważnym elementem), to dzieciom będzie ono istotnie podporządkowane.
Dzieci będą dostawać
materialne zaplecze, a może nawet nadopiekuńczość, kontrolę, a rodzice będą im zapewniać byt
i start, ale niekoniecznie będą zdolni do pokazania, czym jest miłość i po co jest życie, poza
realizacją obowiązków i przekazywaniem dalej cech i umiejętności (samo w sobie, ważna rzecz,
której tu wszak nie negujemy).
Można wreszcie na małżeństwo spojrzeć poprzez zrozumienie istoty sakramentu. W nim
spotykam się i realizuję moją więź z Chrystusem, który mi zadaje, powierza drugą osobę,
bo jestem w Jego oczach godny/a zaufania i mianowany Jego zastępcą, wykonawcą Jego woli
wobec niej. Jak każdy sakrament, ma za cel uświęcenie się,
czyli zbawienie wieczne, tam, gdzie "nie będą żenić się, ani za mąż wychodzić, bowiem będą
podobni do aniołów Bożych". Jest to więc przestrzeń ponad-materialna, namiot spotkania
z Najwyższym, który obdarza bez granic miłością i zaufaniem. To jest Jego miejsce, Jego czas
i przestrzeń.
[Zwiń]
Diabeł, a krzywdzące przekonania
Szatan jest jak najbardziej realną osobą, której zależy na naszym oddalaniu się
od szczęścia i abyśmy się krzywdzili. Stara się więc zasczepić w nas krzywdzące
i nieadaptacyjne przekonania, które wywołują szkodliwe reakcje w życiowych
sytuacjach. Czyni to za pomocą mechanizmów naszej psychiki, które rozpoznaje
psychologia poznawcza [zob. hasło].
W toku terapii z błędnych i krzywdzących przekonań, klient zdaje sobie sprawę,
jak szalenie trudną rzeczą jest porzucenie swojego dotychczasowego sposobu i
schematów myślenia - nawet, jeśli powodowały one zmęczenie, krzywdę i niedostosowanie.
Ogromną pomocą w pracy, jaką jest zmiana swych błędnych przekonań podstawowych,
jest uświadomienie sobie
faktu, że nie są one "moje", tzn. nie muszę im okazywać lojalności i trzymać się
ich kurczowo, ponieważ pochodzą one od diabła - ojca kłamstwa. Są po to, żeby szkodzić
mnie i innym, są mi podpowiedziane po to, żeby mnie upokarzać i niszczyć. Dlatego
nie ma żadnego powodu, zeby ich nie odrzucić, bez względu na to, jak długo we mnie
panowały. Zamiast tego, trzeba rozpoznać, co myśli o mnie i jak widzi mnie Bóg,
który jest samym Istnieniem i Miłoscią. Zmiana przekonań fundamentalnych na zrównoważone i adekwatne,
zmiana percepcji jest tożsama z nawróceniem - ze złej wizji siebie, świata i innych
na Bożą. Uwolnieniem z wpływu złych duchów, które starają się nas utrzymać w wyuczonej bezradności.
Zob. hasło Grzech.
Wyobraź sobie to w ten sposób, jak gdyby scenę z serialu "Stawka większa niż życie".
Oto otwierasz kopertę z zaszyfrowaną wiadomością, skierowaną do Ciebie, o której
jednak wiesz, że napisał ją obcy agent. Agent, którego zamiarem jest wywieść Cię
w pole i Cię oszukać, skłonić Cię do porzucenia nadziei i zaniechania Twej misji.
Moje pytanie brzmi: czy potraktujesz treść tej wiadomości jako szczerą prawdę i
bedziesz się na niej opierać, jak na prawdzie, planując swój kolejny ruch?
A przecież właśnie w ten sposób polegamy na swoich krzywdzących przekonaniach, tłumacząc
sobie, że są one słuszne i na różne sposoby ulegając ich trującej treści, nie rewidując
jej, nie podważając ich prawdziwości, dając wiarę temu, kto nam je zasuflował.
Jak opisuje to Neal Lozano w książce Modlitwa
uwolnienia, "Tak, szatan ma plan dla twojego życia, ale potrzebuje twojej współpracy,
aby go zrealizować. Bóg także ma dla ciebie plan. Czy nie chcesz go zobaczyć?"
Clou problemu polega na tym, że przekonania są naszą własnością i dopóki sami (z ew. pomocą
z zewnątrz) nie postanowimy ich zmienić, to one same się nie zmienią - ani nikt nie zmieni
ich za nas. Możemy chcieć się nawrócić - i czynić to szczerze i ofiarnie - ale dopóki
żywimy te same przekonania, oddające nieufność i podejrzliwość wobec Boga - On nie będzie
mógł działać, nie pozbawi nas ich na siłę, wbrew nam samym. Bóg nie zajmuje się przerabianiem
ludzi wbrew
ich przekonaniom. On umożliwia nam odmówienie racji bytu krzywdzącym przekonaniom i
postawienie im tamy, odmówienie im mocy sprawczej wynikającej z opierania się nadal na nich tak jak dotąd.
Jeśli przyjmujemy
nadal te same założenia o sobie, i czekamy, żeby to Bóg się "usprawiedliwił", "przyznał się"
do błędu poprzednich naszych dróg, to nie spodziewajmy się, że coś się zmieni. To diabeł
wdrukował w nasze myślenie kłamstwo, którego my uporczywie się trzymamy, zamiast zrozumieć,
że mamy władzę również je porzucić (a ściślej: zmienić, zrównoważyć, zneutralizować jak saperzy
neutralizują podłożoną bombę).
Inaczej, jak pisze Lozano, "wyrzucamy z siebie diabła przez obrotowe drzwi,
(...) nasz umysł daje mu nakaz "wyjdź", ale serce mówi mu: "zostań".
(Ten akapit jest przedrukiem z hasła Grzech).
Diabeł zazwyczaj nie ma w naszym życiu aż tyle "szczęścia", żeby w ogóle odebrać nam wiedzę o
Bogu. Nie zdoła też wmówić nam, że Bóg jest cały zły, zupełnie zły. Więc nawet nie próbuje.
Zamiast tego, uderza w jeden, najważniejszy dla Ciebie punkt Twojej wiary, przekonując Cię,
że akurat na tej jednej rzeczy Bogu nie zależy - nie dba o to, co jest dla Ciebie akurat
najważniejsze, najdroższe i nie możesz w tej jednej sprawie liczyć na Jego zrozumienie i
troskę. Diabeł w ten sposób wygrywa tyle, ile jest w stanie wygrać, nie demaskując się
jednocześnie frontalnym atakiem na naszą wiarę.
Jest to podwójnie przebiegłe działanie, bowiem wówczas, ilekroć słyszysz o dobroci Boga,
to uruchamia się przekonanie: "No tak, ale Bogu nie zależy na tym, co jest mi tak bardzo
potrzebne". A zatem, im silniej i częściej słyszymy prawdę, że Bogu zależy na nas, tym
silniej i częściej odczuwamy, że Bogu nie zależy na kluczowej dla nas kwestii, a tylko na
innych, dla nas abstrakcyjnych. Troskę Boga, zgodnie ze swym błędnym przekonaniem - wrzutką
diabła - interpretujemy jako skupianie się Boga na sprawach dla nas nieważnych, a zatem jako
brak troski o nas, być może nawet ostentacyjny.
Największą zbrodnią Freuda było przekonanie ludzi, że duchowość jest tylko fragmentem
życia psychicznego, wyrazem mechanizmów umysłowych, które są tylko tradycją, archetypem. A więc dobro i zło są tylko koncepcjami, konstruktami, a nie
żyjącymi i działającymi osobami. Nie ma rzeczy niegodziwych i słusznych, są tylko
niekorzystne i sprzyjające. A więc zło, zamiast je zwalczać i odrzucać, można sublimować
i przeinterpretowywać, aby tylko zachować spokój sumienia i dobre samopoczucie
(tzw. dobrostan). Taka filozofia idealnie pasowała do koncepcji rewolucyjnych Marksa.
Największym triumfem szatana jest sprawienie, że ludzie przestają w niego wierzyć, jako w
życzącą nam źle i krzywdzącą nas istotę. Wówczas pozostają samotni w walce ze swoimi mentalnymi
przekonaniami, które biorą nad nimi górę. Dobry psycholog, nawet jeśli nie mówi
bezpośrednio o Bogu, musi na Niego wskazywać, jako na źródło alternatywnej, prawidłowej
wiedzy o rzeczywistości, który ma siłę większą od sił ludzkich w walce z krzywdzącymi
schematami poznawczymi i leczeniu ich duszy.
[Zwiń]
Dlaczego wykreślono homoseksualizm z listy zaburzeń psychicznych?
Dokładny opis tego czysto politycznego procesu Czytelnik znajdzie w pracy zbiorowej wybitnych polskich psychiatrów
i seksuologów pod kierownictwem Beaty Wieczorek pt. Homoseksualizm - przegląd światowych analiz i badań.
W skrócie:
Całe procedowanie oparto na zaledwie dwóch (sic!) artykułach, napisanych przez zadeklarowanych zwolenników LGBT, które urągały metodologii naukowej (np. manipulowano grupami kontrolnymi, aby osiagnąć założony wniosek);
Na salę obrad wpuszczono aktywistów LGBT, którzy terroryzowali przeciwników i przerywali im wystąpienia. Tym samym, procedura naukowa została przekreślona;
O fakcie, czy homoseksualizm jest patologią, czy nie, zdecydowano nie na podstawie wnioskowania logicznego, ale w... głosowaniu większościowym. [Niech Czytelnik wyobrazi sobie,
jak fizycy - a właściwie ministrowie edukacji, roszczący sobie prawo do decyzji w nauce fizyki - urządzają głosowanie, czy istnieje siła grawitacyjna, czy też nie - zamiast wywnioskować to naukowo i zbadać w rzetelnym eksperymencie.]
Warto pamiętać, że WHO nie zresza zawodowych psychologów, ale jest to gremium... polityków (ministrów zdrowia poszczególnych
krajów). Niezrozumiały jest nimb naukowości i autorytetu, który otacza niezasłużenie ową instytucję.
Wcześniej, w atmosferze skandalu, który miał analogiczne kulisy (głosowanie zamiast badań,
grupy aktywistów terroryzujących obecnych na obradach lekarzy i psychologów), taki sam wniosek przeszedł w amerykańskim
APA na przełomie 1973/74.
[Zwiń]
Doskonały serial o myśleniu
...Boga o nas i ludzi o sobie samych i sobie nawzajem: The Chosen.
[Zwiń]
Dyskurs społeczny i polityczny
Zob. PS. do hasła Emocje. Obowiązujący zamiast logicznej dyskusji, dyskurs
habermasowski, jest forum do prezentowania swoich opinii, bez potrzeby posiadania jakiejkowiek wiedzy na temat,
a także bez żadnej odpowiedzialności za słowa - mają być one nośnikiem emocji i opinii, a nie
podlegać konfrontacji ze stanem rzeczywistym (prawda jest odrzucana w dyskursie jako konieczne
kryterium. Dlatego np. gazety lub osoby publiczne, przyłapane na kłamstwie i manipulacji,
uprawiają swoją działalność nadal bez zażenowania i nie doświadczają ostracyzmu, ani wezwania
do skruchy - chyba, że w uciażliwej procedurze sądownej). Bzdury typu teorii "płaskiej Ziemi"
są możliwe tylko dzięki dyskursowi habermasowskiemu, który terroryzuje osoby myślące,
nakazując im wysłuchania i szacunku wobec ignorantów, i uszanowania ich "opinii", a więc gardzi elemenatarną prawdziwością zjawisk.
Wystarczy, że "odczuwasz", "czujesz, że tak jest", i staje się to "prawdą" w dyskursie.
Jest to
metodologia propagandy ideologicznej i politycznej, nastawionej na pranie mózgów masie zwolenników
i chwytanie ich na lep wzruszających haseł i silnych emocji, poczucia winy i moralnej
wyższości (np. "jak można nie pomagać
tym biednym dzieciom-uchodźcom?!"). Moralną wyższość osiąga się w dyskursie przez zawstydzenie
opponentów i zakrzyczenie ich, a nie poprzez wypracowanie w sobie cnót i moralne życie (sic!).
[Zwiń]
Dziewiczość
Jak samotny kwiat w górach, wysoko na krawędzi wiecznego śniegu, którego
ludzkie oko nigdy nie widziało, jak niedostępne piękno biegunów i pustyń,
które nie bez trudu mogą służyć celom człowieka, tak i dziewica oznajmia,
że stworzenie ma sens jedynie jako blask wiecznego blasku Boga.
Gertruda von Le Fort [Zwiń]
Edukatorzy seksualni
Zobacz hasło: "Konflikt między przyjemnością i gratyfikacją". Ważny jest również
odnośnik do hasła "Freudomarksizm".
Współczesna ideologia "ekologii" - ekologizm, oczekuje od ludzi (w styczniu 2023r. już gotowe jest
ustawodawstwo unijne), że będą np. żarli robactwo. Nie piszę: jedli, ponieważ celem nadrzędnym tej
"ekologii" jest dehumanizacja człowieka, obniżenie jego godności i rangi do poziomu zwierząt
w myśl transhumanizmu (marksizm 4. rzutu). To "dla dobra Planety/Matki Ziemi/Pachamamy".
Obecna "ekologia" jest bowiem w swej naturze cofnięciem się umysłowym (regresem cywilizacji) do
tego okresu, w którym bezrozumne siły natury były otaczane czcią i wyżej cenione, niż życie ludzkie.
Współczesne, nowe dzikusy oddają zabobonne pokłony bogom przyrody, składając im w ofierze życia ludzkie
(depopulacja, wszelkie niszczenie rozwoju gospodarczego, weganizm - zob. hasło).
Tylko człowiek wysoce naiwny nie zauważyłby, że w zaklęciach i dogmatach eko-religii nie ma (nie może być)
żadnej autentycznej naukowości. Dyskusja naukowa jest tłumiona i zakazana (o dogmatach - takich jak niezbadane
i niesprawdzone laboratoryjnie szczepionki - nie dyskutuje się i nie wolno mieć sceptycznego zdania. Religia wymaga
niepodzielnego entuzjazmu wobec swego bóstwa). Jest tylko używany język pseudonaukowy, żeby zaszantażować lub podbijać
balon ego tych, którzy nie mają żadnej wiedzy, aby poczuli się lepsi (z definicji).
[Zwiń]
Emocje złożone - wyrażanie i interpretacja
Oto link od prezentacji, dotyczącej trudności w interpretacjach emocji społecznych.
[Zwiń]
Emocje
Wbrew powszechnej opinii, podsycanej przez autorów Sci-Fi, system emocjonalny
człowieka stanowi nieodłączną i integralną część jego umysłu, nie jest swoistym dodatkiem.
Mówienie o kontraście "rozum vs. emocje" jest obarczone dużym niezrozumieniem,
jakkolwiek silne emocje - a ściślej: niejawne przekonania, które się za nimi kryją - mogą narzucać nam sposób zachowania ("działanie w afekcie").
Z tej racji warto rozumieć swoje emocje i umieć przewidzieć, kiedy zaczynają narastać i do czego
mogą doprowadzić.
Wytwarzanie i procesowanie emocji zachodzi w sposób rozlany w rozmaitych obszarach kory, ale strukturą w największym stopniu w to zaangażowaną jest układ rąbkowy
(limbiczny), ukryty w głębi mózgu na styku kory nowej i starej, a w którego
skład wchodzi przede wszystkim wzgórze mózgu i hipokamp wraz z ciałami migdałowatymi. Praktycznie cała
emocja lęku jest obsługiwana przez te ostatnie.
System emocjonalny gra istotną rolę, między innymi, w procesach:
Zapamiętywania i odpamiętywania treści;
Uczenia się - utrwalania treści z pamięci roboczej (WM) do pamięci długoterminowej (LTM);
Kojarzenia treści, a zatem rozumowania;
Motywacyjnych i planowania.
Wszystkie te procesy mogą zostać upośledzone lub zahamowane w wyniku uszkodzenia układu
limbicznego (co rzadko kiedy nastepuje bez uszkodzeń towarzyszących, gdyż układ ten
nie znajduje się przy powierzchni czaszki).
Funkcjonalnie, role emocji są wielorakie, ale nade wszystko wyróżnia się ich funkcję informacyjną (także: samo-informacyjną,
zwrotnie), ostrzegawczą lub nagradzającą - a więc regulacyjną i motywacyjną - oraz relacyjną (społeczną).
Zaburzenie osobowości borderline charakteryzuje się napływem zmiennych, nie związanych
z sytuacją emocji, co powoduje utratę ich znaczenia informującego, ostrzegającego, motywującego.
Świat przy takim chaosie odczuć zaczyna być nieczytelny i niespójny oraz wrogi.
Emocje składają się ze swego znaku, czyli walencji (pozytywna/ negatywna),
z afektu (czyli komponentu somatycznego, doznania cielesnego) oraz treści (wg. psychologii kognitywnej, zawsze związanej z zapamiętaną/ wyuczoną informacją rozumową - przekonaniem -
na temat sytuacji, która tę emocję wywołała).
Optymalne dla dobrostanu człowieka jest występowanie przewagi pozytywnych doświadczeń
i emocji nad negatywnymi w proporcji 3:1. Ideał ten trudny jest do osiągnięcia, zwłaszcza,
że traktujemy swoje zdrowie i higienę psychiczną po macoszemu. Warto przy okazji zauważyć, iż
negatywne emocje są równie potrzebne i naturalne, jak pozytywne (pełnią rolę stabilizującą
i regulującą, skupiającą na problemie).
Reakcje somatyczne (np. odczucie bólu w wyniku ukłucia) nie stanowią emocji - choć
mogą je za sobą pociągać (albo być z nimi pomylone, gdy wynika atrybucja do okoliczności).
Niemowlęta są zdolne do odczuwania tylko dwóch zalążków emocji: zadowolenia (+) i dystresu (-).
Paul Ekman wyróżnia 6 emocji podstawowych, znanych zarówno ludziom, jak
i zwierzętom, a są to: radość, smutek, gniew, strach, wstręt i zaskoczenie. Na ich
bazie, ludzki umysł buduje bardziej złożone co do kontekstu, znaczenia i funkcji,
emocje złożone, czyli społeczne. Mogą być one interpretowane i wyrażane różnie, zależnie od kultury. Ich przykłady to: duma, wstyd, rozczarowanie, satysfakcja,
zazdrość, poczucie niesprawiedliwości, współczucie, etc. Każda emocja, która nie jest prosta, jest złożona i dotyczy
kontekstu społecznego (tj. relacyjnego), a więc ma za cel i jest trenowana na bazie relacji między osobami.
Szczególnie zwracam uwagę na rozróżnienie pomiędzy przyjemnością (komponent somatyczny
pozytywnych emocji - a przy tym doraźny, chwilowy), a satysfakcją (emocja złożona, intelektualna, o głębszych konsekwencjach). Przyjemność nie jest
motywacyjnym celem samym w sobie ("mam robić wszystko, co jest przyjemne, i tylko to"),
ale zaledwie komponentem syngałowym bardziej złożonego świata przeżyć. System motywacyjno-decyzyjny
człowieka jest wielopoziomowy, a emocje stanowią jego najniższe piętro. Aby podejmować decyzje
słuszne i korzystne, należy włączyć również rozumowanie: planowanie, ważenie zysków i
strat, ocenę efektów doraźnych oraz odroczonych, długoterminowych, etc. Stwierdzenie:
"Jeśli coś jest przyjemne, to znaczy, że jest dla mnie dobre" jest żenującym
błędem poznawczym - oraz jednym z założeń neo-marksizmu kulturowego, który chce rozmontować wyższe poziomy
systemu motywacyjno-decyzyjnego człowieka. Bowiem nad człowiekiem, sprowadzonym do poziomu emocji prostych
- przyjemności, agresji, strachu - jest dziecinnie łatwo zapanować. Można go
tresować i uzależniać od pana, jak zwierzę. "Młodzi podążają ślepo za tymi, którzy rozdają im rozrywkę i poczucie
wyższości."
Poczucie przyjemności nie gwarantuje, że dana
aktywność jest korzystna i dobra dla człowieka. Podobnie jak poczucie wysiłku, trudu,
tymczasowej porażki i oczekiwania na sukces, nie oznacza, że należy od nich stronić.
Jeszcze doskonalszą formą ekspresji społecznej
jest np. miłość, która poza emocjami złożonymi, zawiera również komponent relacji
(zaufania, oddania, wierności) oraz zobowiązania (troski, służby).
Dla odróżnienia od prostszych od niej emocji, miłość nazywamy uczuciem.
Emocje mogą być związane z naszymi wewnętrznymi stanami, wyuczonymi reakcjami, czyjąś
perswazją, albo też skojarzeniami (obawami) i wspomnieniami -
a zatem nie wynikać i nie stosować się bezpośrednio do bieżącej sytuacji. Możemy wówczas ulec błędowi
przypisania emocji do sytuacji. Działa to na zasadzie: Czuję się źle, więc jestem zły (zasługuję na to).
Należy pamiętać, że emocje nie zawsze mówią prawdę o naszym "tu i teraz". Tym bardziej powinny
być poddawane samo-obserwacji w wyniku treningu uważności (zob. hasło: Mindfulness).
Emocje łączą pamięciowo ze sobą rozmyślania o sytuacji bieżącej z podobnymi doświadczeniami
z przeszłości (szlaki skojarzeniowe, warunkowanie awersyjne, etc.), potęgując i nakładając na siebie ich odczuwanie,
a dodatkowo, prowadzą myślenie na tory przewidywania i planowania możliwych skutków (np. w postaci obaw),
co dodatkowo nakłada się i podbija przeżywane w związku z daną sytuacją emocje. Emocje te -
zarówno ze wspomnień, jak i z przyszłości - dotyczą sytuacji obecnie nie istniejącej realnie,
i mogą budować przeżycia nieadekwatne, zarówno co do treści, jaki i co do siły, wobec obecnej
sytuacji. Dobrze jest być świadomym tego, że każdą sytuację i myśl przeżywamy trojako, czyli potrójnie!
Umiejętność zrozumienia, jakie emocje towarzyszą drugiej osobie i jaki mogą mieć
wpływ na jej zachowania, nazywamy empatią poznawczą - jest to najważniejsza forma empatii
u psychoterapeuty wobec Klienta.
PS. Obecnym światem nie rządzi już prawda, logika. Argumenty i ich prawdziwość oraz logiczna
spójność nie mają w publicznej dyskusji najmniejszego znaczenia. Prowadzi się tzw. dyskurs, a zatem
stosuje manipulację i perswazję, mającą na celu wywołanie wstydu i nieokreślonego poczucia winy
w adwersarzu. Emocje urastają do rangi drogowskazów prawdy, a także celów (dobre samopoczucie
za wszelką cenę). W świetle tego, co opisaliśmy powyżej na temat wielorakich i ukrytych
źródeł emocji, nie mają one właściwości prawdy - poza tym, że po prostu są. Ale trzeba z
najwyższą ostrożnością podchodzić do opisywania prawdy za ich przyczyną lub sugestią.
Zwolennicy dyskursu wierzą w zabobon "obiektywnej (prawdziwej) emocji". Obiektywna
emocja - to oksymoron.
Dotychczas ze zgrozą wspominam wypowiedź jednej ze studentek psychologii,
która nie wierzyła w statystykę i matematyczne badania naukowe, oparte na metodzie racjonalnej,
ponieważ "ona odczuwa inaczej, wydaje jej się inaczej". A przecież odczucie, doznanie (nie mylić
z doświadczeniem wewnętrznym prawdy, ani też z ukierunkowaniem, tj. intuicją naukową)
jest wszak obecnie jedynym i ostatecznym argumentem oraz orężem w dyskursie.
"Nonsensem przecież jest kierować argumenty do tych, którzy nie żądają uzasadnienia, lecz
uczucia." (Arystoteles, "Etyka eudemejska").
Więcej o emocjach można przeczytać w dokumencie (kliknij tutaj), który stanowi pierwszy szkic do mojego artykułu
w O Czym Lekarze Ci Nie Powiedzą z kwietnia 2019.
[Zwiń]
Etyka zawodu psychologa
Psycholog to, oparty o profesjonalną, naukową wiedzę, zawód zaufania publicznego.
To także powołanie do służenia, do udzielania się w działaniach pomocowych. Wbrew
temu, jak filozofia liberalna chciałaby postrzegać psychologów, a także jak oni sami
- zachłysnąwszy się Zachodem lat 90., otwierającym się na Polaków - czasem
chcieliby pozować, nie jest to sprytny i elegancki mistrz oddziaływania na ludzi
i manipulacji.
Psycholog służy ludziom. Studiuje mechanizmy i dynamikę ludzkich zachowań nie po
to, aby ją kształtować wedle własnej woli, albo swych zleceniodawców. Odnosi
bowiem wszystko - ma obowiązek wynikający z Kodeksu Etyki - do bezstronnych zasad
naukowych i dla dobra nauki. Wszystko, poza podejrzeniem przestępstwa zagrożenia życia i zdrowia,
zachowuje w ścisłej tajemnicy służbowej i
nie wykorzystuje tej wiedzy nigdzie indziej. Między innymi dlatego też nie poszukuje i
nie uprawia kontaktów towarzyskich ze swoimi Klientami.
Psycholog nie jest
manipulatorem i nie naucza technik manipulacji (perswazji, wpływu) tych, którzy chcieliby je
wykorzystać w swej działalności. Przeciwnie, psycholog otwiera ludziom oczy i
powiększa świadomość technik manipulacji, tak, aby ludzie byli na nie odporniejsi.
Wyjaśnia, a nigdy nie ma prawa zaciemniać. Ujawnia schematy myślenia i postrzegania po to, aby ludzie żyli świadomiej i
w większej wolności od nich. Uwalnia od wpływów, a nie pomaga zdobywać wpływy.
Studenci psychologii często zadają prowadzącym zajęcia pytanie: "Jakie techniki są
najskuteczniejsze? Co jest najważniejsze podczas sesji terapii?". I większości z nich
trudno jest przełknąć odpowiedź, którą otrzymują: "Najważniejsze jest bycie autentycznym.
Musisz naprawdę chcieć pomagać i służyć".
Stosujemy zatem w swej pracy złotą zasadę postępowania, którą można streścić zdaniem:
"Mój sukces jest twoim sukcesem"; osiągamy sukces we wspólnych celach, współpracując
ze sobą. Jest to szczególnie dobrze widoczne podczas psychoterapii, w ramach kontraktu
(przymierza) terapeutycznego. Psycholog działa po stronie i w imię swego Klienta,
przyjmując jego perspektywę i wychodząc od jego świata wartości. Swoje oczekiwania i ambicje
pozostawia za progiem swego gabinetu.
Psycholog nie działa nigdy, mając na celu zwodzenie innych i zdobywanie kontroli,
narzucanie im swojej własnej wizji ("twoja porażka jest moim sukcesem").
Szczególnie uczulam w tym miejscu kolegów i koleżanki z działów PR i sprzedaży, którzy
kształcą się na kierunkach psychologicznych. Wiernośc Klientowi i Kodeksowi Etyki jest
zawsze priorytetowa wobec interesu firmy, na rzecz której wykonuje się pracę. Wszelkie
wątpliwości i potencjalne konflikty interesu należy naświetlać i werbalizować.
Pragnę na tym miejscu przypomnieć, że nawet tych psychologów, którzy nie są członkami
Polskiego Towarzystwa Psychologicznego (PTP), nadal ściśle obowiązuje sformułowany przez
nie Kodeks Etyki Zawodu Psychologa. Przynajmniej tak twierdzi samo PTP... które chce uzyskać
korporacyjny monopol, kontrolujący wszystkich psychologów.
PS. Etyka badań naukowych, zwłaszcza nie czynienia krzywdy i nie wprowadzania zbędnej przykrości
(dystresu) osobom badanym i udzielania im informacji zwrotnej (feedback), nie
ulega dyskusji i jest ściśle regulowana przez ww. Kodeks, a także przez prawo narodowe
i europejskie. W szczególności, badania na zwierzętach obwarowane są wyjątkowo rygorystycznymi
obostrzeniami, a eksperyment na zwierzętach automatycznie uznawany jest za odrzucony przez
uczelnianą komisję etyki, dopóki badacz nie przedstawi decydujących dowodów na to, że
eksperyment nie zaszkodzi zwierzęciu lub że jest absolutnie niezbędny dla ludzkości. W dobie coraz doskonalszych
symulacji komputerowych i wirtualnej rzeczywistości 3D, badania na żywych tkankach i organizmach, powoli przechodzą do
lamusa. I bardzo dobrze. Psychologa zawsze zobowiązuje obowiązek służenia i pomagania
słabszym, a nie wykorzystywania ich.
[Zwiń]
Freudomarksizm
Koncepcja opracowana przez komunistę i psychoanalityka (wyrzuconego przez
Freuda ze swego towarzystwa) Wilhelma Reicha, który prywatnie był chory psychicznie
- cierpiał na manię seksualną. Zgodnie z jego koncepcją, dzieci i młodzież,
których seksualność jest poddawana ograniczeniom i temperowaniu w ramach
rodziny, społeczeństwa i religii, wyrastają na osoby spatologizowane, podatne
na wpływy autorytarne i faszyzujące. Jedynie seksualizacja dzieci czyni je
wolnymi i niezależnymi.
Projekt freudomarksizmu legł u podstaw neomarksizmu frankfurckiego, walczącego
z kulturą, za sprawą E. Fromma i stanowi fundament ruchu edukatorów
seksualnych [zob. hasło], którzy za wszelką cenę starają się uruchomić i
aktywować seksualnie dzieci, konfliktując je z paradygmatem moralności ograniczającej,
etosu pracy i kultury.
[Zwiń]
Gender a płeć
Płeć jest dwojaka - organizm może przejawiać charakterystykę płciową męską lub żeńską.
W ujęciu psychologii i neuronauki, płeć ma dwie warstwy - biologiczną oraz psychiczną.
Obie są w człowieku od początku i stanowią niezmienny, gotowy konstrukt. Więcej
o płci można dowiedzieć się z wykładu Krzysztofa Karonia w jego "Pojęciach podstawowych"
w internecie.
Gdy płeć psychiczna (organizacji mózgu i umysłu) jest odmienna od biologicznej, mamy do
czynienia z zaburzeniem identyfikacji płciowej. Osoba taka bardzo silnie i od
zawsze odczuwa siebie jako osobę o płci przeciwnej, niż jej płeć biologiczna, co jest
źródłem jej dysonansu poznawczego i cierpienia.
Jako że przełamywanie i zmienianie natury umysłu, z jaką ktoś się narodził, byłoby
rzeczą haniebną i nieetyczną, pomijając już nawet fakt, że kompletnie niemożliwą,
wówczas, po upewnieniu się poprzez serię rygorystycznych testów, iż mamy do czynienia z
autentycznym z.i.p., podejmuje się próbę chirurgicznego i biochemicznego dostosowania ciała osoby do natury jej umysłu.
Podkreślamy tutaj, że pojęcie płci, zarówno biologicznej, jak i psychicznej, jest
trwałe i niezmienne, odczuwane na poziomie fundamentalnym i nie ulegające zmianom. Nie
jest rezultatem aktu woli, kształtowania społecznego, eksperymentu myślowego czy ciekawości,
albo rozczarowania sobą, niepewności siebie lub swej orientacji.
Gender wywodzi się z teorii g., i opiera się na - ososbliwie - jedynym prawdziwym
założeniu, iż długotrwała presja psychiczna, wywierana na psychikę dziecka, może zaburzyć
i doprowadzić do zahamowań w jego zdrowym rozwoju psychoseksulanym, tj. zgodnie z naturalną
płcią. Wobec czego, efekt wychowania i odpowiedniej stymulacji odgrywa znaczącą rolę w
prawidłowym, lub nieprawidłowym, rozwoju psychicznym dziecka. Stąd gender studies, które
nie stanowią już nauki - nie działają bowiem w oparciu o metodologię naukową i logikę, lecz
stanowią element ideologii (neo)marksistowskiej - próbują wywieść pojęcie płci społecznej,
czyli właśnie gender. Twierdzą, jakoby płeć jaką znamy i rozumiemy była wyłącznie konwencją
społeczną, wynikiem ucisku cywilizacji chrześcijańskiej wobec ludzkości, która może być kim
tylko zechce, w zależności od swojego aktualnego usposobienia. Jest to naturalnie element anty-kultury,
wymierzony w dekonstrukcję krytyczną instytucji kultury, podtrzymującej i
gwarantującej reprodukowanie się społeczeństwa Zachodu.
Słynne doświadczenia w izraelskim Kibucu jednoznacznie zadają kłam istnieniu płci społecznej,
bowiem dzieci, które są (nieetycznie) wychowywane w całkowitej neutralności płciowej, zawsze
przejawiają i powracają do zajęć i zabaw typowych dla ich płci biologicznej, a więc i psychicznej.
Trzeba dopiero dokonać długofalowego gwałtu na ich psychice, aby zaburzyć i złamać ten naturalny porządek rozwojowy.
Tą właśnie deprawacją zajmuje się tzw. seks-edukacja w ramach marksistowskiej organizacji
LGBT (zob. hasła: freudomarksizm oraz edukatorzy seksualni).
[Zwiń]
Gestalt, psychologia postaci
Psychologia Gestalt (niem. figura, postać, postawa) pojawiła się jako
tzw. Trzecia Droga - alternatywa dla psychodynamiki oraz behawioryzmu, które
uprawiają redukcyjny opis człowieka i negują większość jego procesów poznawczych i motywacyjnych, nie wskazując żadnych dróg wzrostu i nabierania znaczenia życia.
Gestalt zwraca uwagę na unikalny charakter doświadczeń danego człowieka, który
sprawia, że jest mu trudno przekazać swoje wrażenia i perspektywę drugiej osobie.
Wskazuje, że osoba tworzy całość odczuwającą - spostrzeganie jest złożoną
superpozycją wszelkich zmysłowych wrażeń oraz zawartości jaźni, i szerzej -
pola fenomenologicznego danej osoby. Ps. postaci podkreśla zasadniczą
prawdę o tym, że "całość to więcej, niż suma części" - a zatem, o całości jakiegoś
doświadczenia świadczą nie tylko części składowe, ale też współzależności i relacje pomiędzy nimi.
W ukazywaniu holizmu (całościowości) danego przeżycia lub doświadczenia, oraz jego
relacji z otaczającymi go (dosłownie lub mentalnie) innymi elementami, Gestalt
posługuje się symboliką Figury - tego na czym jesteśmy skupieni, oraz
Tła. Znane są grafiki, na których figurą albo tłem mogą być zamiennie
i na odwrót różne obszary, zależnie, na czym skupimy swoją uwagę. W każdej chwili, nasze myśli coś czynią Figurą (celem rozumowania),
a inne rzeczy stanowią kontrastujące lub ignorowane Tło. Warto poddawać
samoświadomości, jakie rzeczy stają się dla nas Figurami i czy na to zasługują.
Być może takie widzenie danej rzeczy jest wyłącznie naszym nawykiem, a można
inaczej zobaczyć tę Figurę (o innych granicach i akcentach).
Ważne dla człowieka jest domykanie spraw, czynienie z nich kompletnej całości.
Niedomknięte Figury budzą nasz niepokój i zabierają zasoby poznawcze (np. uwagi).
Rozważania psychologii postaci stanowią cenny wkład do psychologii
poznawczej. [Zwiń]
Grzech
Grzech usiłuje wytworzyć przekonanie, że jesteś fajny (albo przynajmniej zrównoważony), jeśli go popełniasz. I przeciwnie, że
nie jesteś fajny (racjonalny), kiedy od niego stronisz. Innymi słowy, stwarza wrażenie, że jest ci
nieodzowny, potrzebny, że jest naturalny - że jest elementem dobra i jego równowagi. Buduje niechęć do tych, którzy chcą,
abyś go sobie odmówił, a zamiast
tego, dostrzegł swoją „fajność” zupełnie gdzie indziej. Grzech utrudnia lokalizację Twej
radości tam, gdzie ona naprawdę może być przeżywana. Odbiera Ci godność,
chyba, że jej definicja zostanie przetrącona i przekłamana.
Grzech uderza w miejsca, które są fundamentalne dla poznania Twej wartości (przekonania
podstawowe o sobie, zob. hasło Psychologia poznawcza) i których najkrytyczniej
potrzebujemy do przeżywania szczęśliwie swego życia (do cieszenia się błogosławieństwem).
Utrwala w nas zniechęcenie i rezygnację ze szczęścia, przyzwyczaja do swoich zranień i
zadowalania się byle czym, bo przecież tylko na to nas stać? Zob. hasło: Diabeł, a
krzywdzące przekonania. Skutki grzechu (naszych opiekunów w dzieciństwie, naszego własnego)
wytrenowuje w nas krzywdzące przekonania o sobie i o naszych relacjach. Na tej płaszczyźnie życie
psychiczne i duchowe są jednym i tym samym.
Diabeł zazwyczaj nie ma w naszym życiu aż tyle "szczęścia", żeby w ogóle odebrać nam wiedzę
o Bogu. Nie zdoła też wmówić nam, że Bóg jest cały zły, zupełnie zły. Więc nawet nie próbuje. Zamiast tego,
uderza w jeden, najważniejszy dla Ciebie punkt Twojej wiary, przekonując Cię, że akurat na tej
jednej rzeczy Bogu nie zależy - nie dba o to, co jest dla Ciebie akurat najważniejsze, najdroższe
i nie możesz w tej jednej sprawie liczyć na Jego zrozumienie i troskę. Diabeł w ten
sposób wygrywa tyle, ile jest w stanie wygrać, nie demaskując się jednocześnie frontalnym atakiem
na naszą wiarę.
Jest to podwójnie przebiegłe działanie, bowiem wówczas, ilekroć słyszysz o dobroci Boga, to
uruchamia się przekonanie: "No tak, ale Bogu nie zależy na tym, co jest mi tak bardzo potrzebne".
A zatem, im silniej i częściej słyszymy prawdę, że Bogu zależy na nas, tym silniej i częściej
odczuwamy, że Bogu nie zależy na kluczowej dla nas kwestii, a tylko na innych, dla nas
abstrakcyjnych. Troskę Boga, zgodnie ze swym błędnym przekonaniem - wrzutką diabła - interpretujemy
jako skupianie się Boga na sprawach dla nas nieważnych, a zatem jako brak troski o nas,
być może nawet ostentacyjny. Lekarstwem i środkiem zaradczym jest uświadomienie sobie tego
faktu, połączone z postawą absolutnego zaufania wobec Boga, a nie wobec fałszywego przekonania
(por. hasło Diabeł a krzywdzące przekonania). Leży to całkowicie w naszej gestii.
Wiele osób zmaga się psychologicznie z grzechem - nie tyle z nim samym i jego następstwami, co z narzuconymi
interpretacjami, dotyczącymi przyczyn i konsekwencji grzechu (kary). Zachodzi warunkowanie
awersyjne, a czasem nerwica i brak odwagi do podejmowania życia, które jawi się jako ponure.
Tymczasem grzech zawsze wynika z nadmiernego pożądania czegoś, bądź z nadmiernego
lęku przed czymś. Obie postawy są deficytem zaufania Bogu, że wszystko mi może i chce dać, co jest dobre (zaufanie i wdzięczność w każdej sytuacji). Grzech "odpada" od człowieka, gdy zostanie zrozumiany w swej niepotrzebności, ale rzadko kiedy, gdy jest dla zasady usilnie zwalczany, bo "trzeba" (co nie oznacza, że nie należy przeciwstawiać się złu).
Absolutyzacja pojęcia grzechu prowadzi do jego zajęcia przezeń centralnej
pozycji w życiu, do nerwicy natręctw.
Osiąganie przyjemności jest niewystarczającym powodem do podjęcia danego działania.
Doświadczanie awersji (lub trudu, zniechęcenia) jest niedostatecznym powodem do unikania danej sytuacji.
Emocje i doznania stanowią tylko bazowy poziom ludzkiego systemu motywacyjnego i nie
mogą być rozpatrywane samodzielnie i głównie. Zawsze zwracamy uwagę na skutki odroczone,
długoterminowe danego zachowania, bo te najłatwiej nam umykają w perspektywie doraźnej emocji.
Kryterium wychodzenia z błędnego koła grzechu jest bardzo proste: czy takie myślenie, jakie mi się narzuca, i takie zachowania, jakie czuję się przymuszony podjąć, prowadzą mnie do
redukcji problemu (chodzi o jego rozwiązanie, a nie uniknięcie), czy raczej do jego spiętrzania? Jeśli to drugie, to nie może być ani zalecane, ani dobre. Bóg nigdy nie posługuje się złem, nawet w walce ze złem.
Pożyteczne jest dla osób wierzących, działanie dwutorowe: połączenie procesu
psychoterapeutycznego z osobnym przewodnictwem duchowym (tzw. kierownictwem).
[Zwiń]
Homoseksualizm
Homoseksualizm jest parafilią - dysfunkcją seksualną, z uwagi na nie spełnianie
fundamentalnej roli prokreacyjnej, z def. parafilii. Również wysyca pozostałe objawy
parafilne, z uwagi na nie budowanie trwałych więzi oraz w ogólności obniżanie dobrostanu i podwyższanie napięcia psychicznego
(szczegóły poniżej). Z pukntu widzenia fundamentalnej biologicznej roli każdego
organizmu, jaką jest zdolność do podtrzymywania istnienia swego gatunku (rozmnażanie się),
stanowi patologię (chorobę). Patologię definiujemy bowiem jako każdą charakterystykę organizmu, która
uniemożliwia spełnianie podstawowych ról biologicznych, dla których istnieje, a są
nimi podtrzymywanie własnego życia (odżywianie się) i podtrzymywanie gatunku (prokreacja).
Stanowi 1-3% mniejszość w populacji ludzi (ok. 1.4% w Polsce), choć jako zjawisko społeczne, trendingowe, może być
nadreprezentowany i indukowany sztucznie, zwłaszcza w dużych miastach. Biorąc pod
uwagę, że - jak szacują badania psychologiczne - tylko 20% spośród przypadków wystąpienia jest związane z
gospodarką hormonalną, budową mózgu i biochemią osoby, a pozostałe 80% to wpływ (nacisk) społeczny z
zewnątrz (promocja, moda, wymuszenie przez środowisko, bycie ofiarą gwałtu homos., etc.), to przypadków czysto
naturalnych wystąpienia homoseksualizmu jest około 20% z 3% = 0.6% w światowej populacji.
Jest kilka teorii
dotyczących jego genezy, są one obecnie niepotwierdzone. Wiemy na pewno, że nie jest on
wrodzony - nikt nie rodzi się jako homoseksualny - nie ma on przyczyn naturalnych, czyli genetycznych (badania MIT z 2019 na próbie 478 tysięcy badanych). Jest skutkiem oddziaływania na człowieka z zewnątrz: indoktrynacji i perswazji,
nierzadko gwałtu. Zasada kontrastu i napięcia przeciwieństw,
poprzez (nieetyczne) skłanianie dziecka do zachowań niezgodnych z jego płcią i
jej niedookreślenie, zwiększa ryzyko wystąpienia homos. Podstawową przyczyną kształtowania się
zachowań homos. jest doświadczenie agresji na sobie, tj. gwałtu homos. w dzieciństwie lub młodej dorosłości.
Jest on przeżywany
na płaszczyźnie napięcia erotycznego (preferencji seksualnej), a zatem nie należy
go mylić pojęciowo z konstruktami wyższymi, jak np. miłością
(zobacz hasło: Emocje dla definicji). Choć oczywiście, rzutuje na specyficzne
przeżywanie szeregu dziedzin życia oraz na pewien stopień niekompatybilności z resztą społeczeństwa
- podwyższony poziom wyzwania, jeśli chodzi o odnalezienie swojej roli i miejsca w społeczeństwie.
Czasem, preferencja seksualna - zwłaszcza, kiedy jej siłą wiodącą okazuje się jednak ciekawość lub moda - zdaje się narzucać ton pozostałym aktwnościom
i sposobowi bycia osoby. Należy sobie uzmysłowić, iż człowiek homos. ma jednakowe prawa, potrzeby,
wiarę, ideały i pragnienie dobra, co heteros. Życie człowieka nie jest bowiem determinowane przez jego preferencje i "chcenia" (I etap rozwoju moralnego
wg. Kohlberga - zob. hasło). Osoba nie jest determinowana nawet przez cechy osobowości i temperamentu, lecz przez swoje świadome i dojrzałe wybory (III etap rozwoju).
Dlatego ważne jest zdecydowanie odróżnienie osób obarczonych preferencją homos., od
ideologicznego, rewolucyjnego ruchu politycznego, który czyni z płciowości temat publiczny i polityczny (tj., ruchu LGBT),
wykorzystując osoby homoseksualne jako zamiennik marksistowskiego proletariatu (uciskana mniejszość do wyzwolenia
z pęt tradycji i kultury). Nadreprezentacja homos. w mediach,
wśród celebrytów i w propagandzie lewicowej, która przedstawia go sztucznie w samych superlatywach, robi mu więcej złego
niż dobrego, gdyż powoduje błąd jego
percepcji jako zjawiska powszechnego albo zachęca do eksperymentów bez odpowiedzialności.
Zarówno osoby heteros.,
jak i homos., mogą cierpieć na zaburzenie
identyfikacji płciowej, którego nie należy z nim mylić.
Homos. jest dewiacją, tj. zbiorem zachowań, wyrażanym przez nieliczną
grupę - dotąd nieszkodliwym (pod względem budowy społeczeństwa), dopóki pozostaje mniejszościowy. Zadaniem społeczeństwa
jest wypracowanie zasad, na jakich mniejszości mają współegzystować w ramach
jednego społeczeństwa i kontrybuować do niego.
Biologicznie i społecznie, pary homos. wnoszą efekt zasadniczo różny od heteros.,
ponieważ nie mogą stworzyć komplementarnej psychicznie rodziny, są znacząco
mniej trwałe, ani nie mogą doczekać się naturalnego potomstwa. Zaś te pary, które adoptowały dzieci (lub w wyniku sztucznego zapłodnienia),
nie potrafią zapewnić im zdrowego środowiska rozwoju (patrz poniżej). Ten ostatni problem oczywiście rozciąga się na pary
heteros., nie jest on swoisty dla par homos., niemniej, u tych ostatnich występuje istotnie częściej
i w większym nasileniu.
Trzeba tutaj wspomnieć o jeszcze dwóch cechach
homos. Po pierwsze, dane statystyczne jednoznacznie wskazują, że intymne kontakty homos.
są bardziej przypadkowe i nieustrukturyzowane w instytucję związku, a same związki - znacząco mniej trwałe, niż w parach tradycyjnych.
To niesie z sobą podwyższone ryzyko zarażenia się chorobami, przenoszonymi drogą płciową.
Aktywni homos. są grupą podwyższonego ryzyka, dlatego np. nie przyjmuje się ich w stacjach krwiodastwa.
Drugi, nieestetyczny i bardzo dolegliwy efekt, o którym jednak trzeba wspomnieć, ponieważ
jest on celowo przemilczany, polega na uszkodzeniach odbytu. Forma seksu, uprawiana przez
męskie pary homos., czyli seks analny, jest sprzeczny z naturalną funkcją tych części organizmu,
które w zdrowym człowieku powinny raczej wzbudzać obrzydzenie (odruch pozostawiania ich
w spokoju), niż zainteresowanie bądź podniecenie. Seks analny prowadzi do nieodwracalnych uszkodzeń mięśni zwieraczy - zwłaszcza, jeśli
działalność partnera jest gwałtowna i/lub częsta. Skutkuje to ostatecznie
koniecznością noszenia pampersów. Mało który homos. zastanawia się nad tym odroczonym
efektem i ma go w swojej wyobraźni, a warto.
W tych krajach oraz stanach USA, w których legalne i powszechnie promowane są pary
homos., prowadzone były badania naukowe (badania podłużne) nad losem dzieci
adoptowanych przez pary jednopłciowe. M.in. słynne badanie Marka Regnerusa w USA, zakończone w 2012 r.
Znaczenie tego przeglądu jest ogromne, ponieważ był on wyjątkowo rozległy - próba N = 15,000 osób - oraz o dużym
odstępie czasowym - od 18 do 39 roku życia. Do tej pory jest on przemilczany przez ośrodki
głównego nurtu (neo-marksizm promuje homos. jako dialektyczną alternatywę (antytezę) dla rodziny)
oraz usiłuje się go zdyskredytować, mimo rzetelnej, naukowej metodologii badania.
"Fakty teoriom bowiem przeczą, a to jest karygodną rzeczą" (Szpot).
Wyniki tych przeglądów wskazują na istotne, a nawet silne, różnice pomiędzy rozwojem psychicznym dzieci w
parach tradycyjnych i homos. Odnotowano znacząco wyższy odsetek zaburzeń psychicznych,
problemów adaptacyjnych i depresji oraz doświadczonej przez te osoby przemocy w parach homos. niż w tradycyjnych.
To fakt, nie opinia.
Dodatkowo, istotny związek pomiędzy skłonnościami homoseksualnymi a pedofilią potwierdzają badania przeprowadzone pod tym kątem przez trzy renomowane
instytucje:
uczelnię kryminologiczną John Jay College przy Uniwersytecie Miasta Nowy Jork;
Królewską Komisję ds. Odpowiedzi Instytucji na Wykorzystywanie Seksualne Dzieci w Australii;
Wielką Ławę Przysięgłych stanu Pensylwania.
Stąd wynika prosty wniosek, iż osoby homoseksualne powinny zwracać baczną uwagę na swoją higienę psychiczną. Będą bowiem zmagały się z
silniejszymi pokusami, niż u osób heteroseksualnych. Pewne zawody, szczególnie związane
z rozwojem i kształceniem dzieci, powinny nie być obsadzane przez osoby homoseksualne. Zaś społecznie, homoseksualizm winien być tolerowany
(jak każde zaburzenie, nie powinien być źródłem wstydu sam w sobie), niemniej szkodliwa społecznie
jest jego promocja, zaś absolutnie niedopuszczalna jest przebudowa struktury społecznej w kierunku nadania zwiazkom homos. statusu zwykłej rodziny.
PS. Homoseksualizm rzekomy, pozorny, z którym masowo mamy obecnie do czynienia, ma wymiar zaspokojenia ciekawości,
wyzwania; podjęcia tzw. zachowań ryzykownych. Stanowi on realizację pragnienia transgresji z obecnego stanu, dołączenia do pewnej grupy społecznej, wyróżnienia się,
bycia w kręgu celebrytów, nadania swemu życiu pozornie fascynującej, nowej narracji.
Może być on również próbą "nowego startu" i postawienia cezury w obliczu porażek życiowych. Wówczas,
niską jakość dotychczasowego życia przypisuje się kwestiom płci i czaruje, że wraz ze zmianą,
nastąpi (magiczna) odmiana sytuacji życiowej. Osoby, czujące się homos., muszą liczyć się z powyższymi
ewentualnościami i poważnie rozeznać, co zaważyło na ich decyzjach.
[Zwiń]
Inteligencja
Podstawowy problem pojęcia inteligencja bierze się stąd, iż jest to wielkość
latentna (ukryta), to znaczy nieuchwytna bezpośrednio oraz nieostra znaczeniowo.
Widzimy jedynie umowne skutki jej występowania, ale nie obserwujemy jej samej -
przeciwnie niż np. w wypadku emocji, uwagi, szybkości reakcji, etc., które można
badać explicité oraz które mają jednoznaczne desygnaty. Dlatego też istnieją
w świecie nauki znaczne rozbieżności co do
tego, co nazwiemy inteligencją i co do jej objawów zaliczymy. Na marginesie,
latentność cech jest częstym problemem w psychologii.
Catell wprowadził w 1971r. uściślające rozróżnienie pomiędzy int. psychometryczną
- czyli będącą stałą, mierzalną cechą, której czynniki (składniki) wyłaniają się z
analizy hierarchicznej w badaniu - oraz int. kognitywną - czyli taką, która
nie jest cechą, a objawia się wyłącznie w działaniu, ponieważ jest procesem.
Obie zostaną omówione poniżej.
Kwestionariuszowo możemy zbadać int. tylko wówczas,
jeśli przyjmiemy teorię psychometryczną i (arbitralnie) wyznaczymy granice int.,
dostosowując do danej grupy wiekowej, społecznej, etc. (skala IQBinet'a,
testy WAISWeschler'a). W żargonie nauk społecznych, każdy rozkład Gaussa
cechy w populacji, który ma średnią μ = 100 i odchylenie standardowe σ = 15,
nazywany jest rozkładem inteligencji.
Błędy w standaryzacji testów int. - stosowanie
jednakowej baterii i zestawu pytań dla różnych narodowości, grup zawodowych i wiekowych -
powoduje poważne reperkusje, np. wizowe w USA. System wizowy bazował na jednej wersji testów z lat 1930., którym poddano
wszystkich przedstawicieli imigrantów, którzy nie rozumieli amerykańskiej specyfiki pytań i zagadnień,
a także niuansów (amerykanizmów) w języku angielskim używanym w USA. Stąd wynika wniosek, iż
poziomem bazowym, odniesienia, dla danej osoby, powinna być jej grupa wiekowa, społeczna i
językowa (problem tłumaczenia testów to poważne zagadnienie naukowe, metodologiczno-statystyczne).
Obecnie standaryzuje się zatem testy int. osobno do poszczególnych grup. Niemiarodajne jest natomiast
porównywanie wyników testów int. pomiędzy przedstawicielami różnych grup (sic!). Nawet w
teorii psychometrycznej nie istnieje coś takiego jak uniwersalna, jednoznaczna inteligencja.
W 1976r. Neisser wprowadził osobne rozróżnienie na int. teoretyczną (laboratoryjno-
testową) oraz praktyczną (tzw. życiową, zdroworozsądkową), w skład której wchodzi
też int. emocjonalna "EQ".
Int. psychometryczna. Analiza hierarchiczna wyróżna dwa czynniki I rzędu (tzw. główne):
g - ogólną oraz s - specyficzną. Czynnik g odpowiada za: nabywanie
doświadczenia, edukcję (wnioskowanie nt.) relacji, edukcję związków (korelatów). Czynnik
rozpada się na int. płynną Gf (dostosowujacą się do zmiennych sytuacji) i
skrystalizowaną Gc (um. efektywnego radzenia sobie w sytuacjach powtarzalnych, znanych).
Catell błędnie przypisuje ten rozkład tylko czynnikowi g. Tymczasem czynnik s
w całości zawiera się w int. skrystalizowanej. Gf odpowiada za: int. wyobrażeniowo-przestrzenną,
ogólną płynność myślenia oraz ogólną szybkość myślenia.
Uwaga do int. skrystalizowanej. Nie jest ona "gorsza", albo bardziej statyczna lub bardziej
"odtwórcza" od rzekomo wartościowszej i twórczej int. płynnej. W skład int. typu Gc i s
wchodzi np. zdolność myślenia dedukcyjnego, matematycznego i fizycznego, tj. opartego na trwałych prawidłach i logice.
Stałe i statyczne są zasady i metodologia, jednak użycie int. Gc owocuje nowymi i twórczymi
teoriami i odkryciami. A zatem: nowa i twórcza jakośc pojawia się w wyniku działania zarówno
(i wspólnie) int. typu Gf oraz Gc + s. Różnicę pomiędzy int. płynną a skrystalizowaną
można opisać jako różnicę między wytwarzaniem nowej wiedzy i eksploracją nowych warunków (Gf),
a płynnością w odnoszeniu posiadanej wiedzy i jej reguł do konkretnych warunków i zagadnień -
do sytuacji abstrakcyjnych, kulturowych, społecznych, etc. (Gc).
Int. kognitywna. Znakomitym przedstawicielem poznawczego podejścia do int. jest Edward
Nęcka, twórca formalnej teorii inteligencji, jako pochodnej od formalnej teorii
myśleniaNewell'a i Simon'a. Int. jest procesem, ujawnijącym się w konkretnym działaniu;
nie można mówić o stałej cesze inteligencji. Int. jest składową częścią procesu myślenia, a
zatem podlega tym samym etapom i mechanizmom, jakie badamy i opisujemy we wszelkich procesach
kognitywnych. Istotne dla opisu int. jest poznanie jej przebiegu, jej części składowych
na kolejnych etapach myślenia. Int. ma więcej wspólnego z jakością oraz przepustowością
innych mechanizmów myślenia (jak np. uwagi), niż miałaby ona stanowić osobny byt i wielkość.
W szczególności, na przytoczonym przykładzie uwagi, mamy do czynienia z dwoma przejawami
int.: energią uwagi (vs. zmęczenie) oraz pobudzeniem napięciowym (vs. relaksacją, spokojem).
[Zwiń]
Jak politycy nas straszą lub biorą na litość?
Poniżej znajduje się link do artykułu, którego fragmenty znalazły się w marcowym (3/2019) wydaniu
pisma O Czym Lekarze Ci Nie Powiedzą. Został tak dalece zmodyfikowany na potrzeby czasopisma,
że postanowiłem zamieścić tutaj
źródłowy tekst w jego pełnym, oryginalnym brzmieniu.
[Zwiń]
Jaki jest zawód psychologa?
Zawód psychologa jest otchłannie smutny; jest w tym smutku głębokie piękno, ale mimo wszystko pozostaje smutny.
Przeżywasz - pomimo zachowywania profesjonalnego dystansu - przeżywasz (jeśli traktujesz powołanie autentycznie)
zmartwienia i dylematy Klienta. Żyjesz nimi ten krótki i trudny czas. I kiedy już je przepracujesz - u siebie i u niego -
wtedy pozostajesz znów sam.
Naszą rolą jest stać się niepotrzebnymi Klientowi. Przeżyć razem z nim najbardziej przykre chwile jego życia, a potem
zniknąć z jego horyzontu zdarzeń. Taka to specyficzna relacja i niech to kandydaci do tej profesji dobrze przemyślą.
Oddaje dobrze nasz stan ducha - włącznie z satysfakcją ze zwycięstwa, z mądrego pomagania bez wycofywania się - ostatnia
scena z Siedmiu Samurajów, w której ocalały ronin Kambei mówi do swego towarzysza broni: "To oni
[farmerzy, których ochranialiśmy] wygrali. My przegraliśmy jeszcze jeden raz." [Zwiń]
Konferencja wideo o ojcach i ojcostwie
Pod tym linkiem
znajduje się konferencja "Tato bądź, prowadź, chroń". Dużo danych naukowych i spostrzeżeń
dotyczących ojcostwa - obecnych i nieobecnych ojców, ojców dobrych i przemocowych. Materiał
nie stanowi mojej własności. [Zwiń]
Konflikt między przyjemnością i gratyfikacją
Oto praca, dotycząca tego tematu, powstała na bazie doświadczenia zdobytego
w Strefie Zrozumienia. Jej treść jest chroniona prawem autorskim (jest
wysłana do publikacji w czasopiśmie naukowym), ale można z niej swobodnie
korzystać na zwykłych warunkach pracy naukowej.
Po polsku uważność, jest obszarem na styku uwagi, świadomości
własnego ciała oraz bodźców, jakie rejestruje, tego co aktualnie przeżywamy oraz wewnętrznych przekonań.
Wyuczone schematy zachowań, unikanie trudnych myśli i brak uwagi prowadzą do zatracenia wielu
pozytywnych doznań oraz obserwacji otaczającego nas piękna. A także pozwalają na drążenie naszego umysłu przez
nierozpoznane, niejawne przekonania i bolesne wspomnienia.
Świadomość, jaką przynosi
trening uważności, przywraca umiejętność pełnego przeżywania "tu i teraz",
możliwość cieszenia się nawet drobnymi rzeczami, spójność wewnętrzną osoby oraz
otwiera na akceptację samego siebie i swoich przeżyć. Otwiera pole do działania rozwojowi.
W procesie myślowym,
zachodzącym w naszej podświadomości, negatywne odczucia mają tendencję do wzajemnego
przyciągnaia się i nawarstwiania (spiętrzania). Do przykrości, przeżywanych obecnie,
dołączają wspomnienia podobnych gorzkich chwil z przeszłości oraz obawy, wybiegające w przyszłość. W czasach polowań na sawannie ten
mechanizm był adaptacyjny i prowadził do "wypalenia się" negatywnych myśli i odczuć,
jednak obecne czasy dostarczają nam nieporównanie więcej bodźców i wyzwań oraz
zmuszają do ciągłych interakcji. Negatywne skojarzenia warunkują nas
na stałe przeżywanie stresu i niezadowolenia. Człowiek jest bezbronny wobec
swoich schematów myślowych oraz wyćwiczonych schematów zachowań, dopóki nie obejmie
ich samoświadomością (ang. self-awareness).
Nie jest to wiedza
magiczna. Każdy człowiek został powołany do pełnego i świadomego przeżywania swojego
JA
i ma wszystkie po temu służące narzędzia w sobie. Jednak postanowiliśmy iść na skróty,
szybciej i bardziej po powierzchni zjawisk życiowych, jednocześnie korzystając z rozmaitych
współczesnych sposobów ucieczki przed przykrymi myślami i skojarzeniami (używki, rozrywka).
Wytworzyliśmy nawyki jak mamy patrzeć, myśleć i odpoczywać, często w niezgodzie z
naturą ludzkiego organizmu i ducha.
Zestaw treningów uważności opracowany został w ramach MBCT - terapii
kognitywnej skoncentrowanej na uważności (Kabat-Zinn, Williams, Teasdale, Segal).
Używa ona techniki medytacji skierowanej na własne ciało, szczególnie oddech
- czyli uważnego, wyciszonego obserwowania samego siebie. Wówczas do głosu umysł
powołuje rozmaite myśli, które można przeglądać i skatalogować w świadomy sposób.
Takie postępowanie uczy po pierwsze możliwości pełniejszego odczuwania i przeżywania zwykłych czynności
(skupienie na "tu i teraz"), a po wtóre, umożliwia obserwację swych emocji i myśli bez
stapiania się z nimi, bez automatycznego poddawania się im i płynięcia z nurtem przez
nie narzuconym. Po trzecie, pojawiające się myśli dostarczają silnych intuicji, jakie
nieprzepracowane wewnętrzne przekonania i obawy nosimy w sobie, i pozwala się z nimi
zapoznać bez lęku i potrzeby unikania ich.
Wreszcie - i jest to zwieńczenie kursu uważności, jego szczyt, następujący zwykle
w piątym tygodniu praktyk - odnosi się życzliwą,
akceptującą uważność do trudności, ciężarów i utrapień. Dzięki temu nie nakręcają się,
nie wzbudzają i nie trzeba ich unikać. Zaprzyjaźniając się ze swymi troskami, można
odnaleźć w sobie zasoby do działania na rzecz poprawy sytuacji. Ale nade wszystko,
następuje ulga i poczucie spójności, akceptacji własnego życia i chęć do jego dalszego
i bogatszego przeżywania.
[Zwiń]
Miłosierdzie
Miłosierdzie jest wyrazem braku zgody na to, żeby człowiek albo ludzie
niszczyli się i staczali. Nie pozwala człowiekowi całkowicie pogrążyć siebie i innych w złu.
Oznacza granicę, po przekroczeniu której ktoś (zwłaszcza Bóg) mówi: dość i ogranicza
czyjąś samowolę.
Miłosierdzie jest zatem czymś niemal dokładnie przeciwnym do tej definicji (przyzwolenie,
beztroska, dowolność, róbta co chceta), jaką rozgłaszają moderniści. Jest to jasne określanie i
twarde pilnowanie
granic, poza które człowiekowi nie wolno dać się posunąć (a najlepiej powstrzymać go zawczasu,
kiedy terapia jest mniej bolesna i kosztowna), aby móc go nadal uratować od skutków
swoich zachowań - bez względu na to, czy on sam uznaje je za dobre lub przyjemne.
Dobro jest z natury rzeczy bezkompromisowe wobec zła. (Źródło: Pamięć i tożsamość, Jan Paweł II)
[Zwiń]
Miłość
Miłość nie jest po to, "żeby było miło". Nie służy przyjemności.
Miłość kieruje się zasadą dobra,
nie zaś przyjemności. Służy dobru, nie przyjemności. Owszem, wydaje się, że sytuacji, w których miłość
(lub dobro) nie jest
tożsama z przyjemnością i nie pokrywa się w całości z nią, jest większość w życiu. Na
przykład, ugotowanie obiadu, albo przeprowadzenie rozmowy z dzieckiem, to wysiłek.
Uzyskuje się satysfakcję, ale w wyniku wykonania pracy, a nie automatycznej lub
egocentrycznej gratyfikacji
z racji samego istnienia (błąd percepcji u zakochanych).
Według klasycznych aksjomatów poznawczych Sternberga, miłość jest
kolekcją trzech właściwości, czy też uczynności (aktywności):
Bycia na wyłączność (wierności);
Służby drugiej osobie (poświęcenia);
Wzajemnej więzi emocjonalnej (uczucia).
Trzeci element miłości ma komponent związany z przyjemnością. Zawsze
pytając o swoją tożsamość i sens, zamiast pytania: dlaczego, po co żyję?,
najlepiej zadać sobie pytania: dla kogo żyję? W imię czego chcę się
poświęcać? Przy takim kryterium najprościej można wywnioskować,
czy mam do czynienia z miłością i czy jestem zdolny do miłości - a może muszę nad
nią jeszcze nadal (stale) pracować.
[Zwiń]
Nauka społeczna Kościoła
Zespół zasad, odnoszących się do potrzeb psychicznych człowieka, a dotyczących prawa własności, etosu pracy, relacji między pracodawcami i pracownikami oraz członkami rodzin i grup społecznych a organizacją państwa
- jaki wynika z nauczania
Chrystusa. Zob. także hasło Podstawy katolickiego myślenia. Ich wzajemna zależność - prywatna przy prywatnej religijności i będąca sprawą
publiczną, państwową wobec moralnego i prawnego uorganizowania rodziny i społeczeństwa (narodu)
doskonale wyjaśnia Roman Dmowski w eseju Kościół, Naród i Państwo. Jest to obszar zainteresowania psychologii społecznej,
czyli ps. relacji międzyludzkich i grup społecznych, oraz psychologii pracy.
Do fundamentalnego założenia n.s.K. należy fakt, iż warunkiem koniecznym do wolności
(do bycia wolnym) jest posiadanie dóbr na własność. Pociąga to za sobą konieczność nauczenia się
wykonywania pracy na wysokim poziomie merytorycznym (etos pracy). W tym podstawowym założeniu stanowi ona
kontrę dla kapitalizmu oraz marksizmu - dwóch ideologii, pragnących odebrać ludziom (większości
ludzi) ich własność i prawo do posiadania własności - czyli do bycia podmiotem w państwie.
Jako pierwsza na świecie, n.s.K. zażądała zniesienia niewolnictwa (lata 450. (sic!), święty Patryk, rok 1530, de las Casas). Wprowadziła podstawy własności
prywatnej, wolnego rynku, ochrony praw kobiet oraz praw dzieci.
Współcześnie, n.s.K. wyłoniła się jako odpowiedź na marksizm, z jego postulatami pauperyzacji,
stworzenia nowego niewolnictwa i aparatu terroru - obecnie leżącymi u podstaw programowych UE
(por. Altiero Spinelli, Manifest z Ventotene, będący fundamentem Białej Księgi UE) - z pierwotną przyczyną w kapitalistycznym liberalizmie
protestanckim (ze środkami produkcji oraz władzy skupionymi w ręku wąskiej elity właścicieli), któremu
równiez zdeycdowanie n.s.K. się przeciwstawia.
Wybitnym dokumentem, dogłębnie analizującym potrzeby psychiczne człowieka,
dotyczące pracy oraz praw własności, jest encyklika Leona XIII,
Rerum Novarum. Lektura tego tekstu będzie znacznym pożytkiem
dla Czytelnika.
[Zwiń]
Nerwoból
Nerwoból, czyli nerwica wegetatywna, wbrew częstej opinii, jest bardzo
popularnym zaburzeniem - około roku 2009 cierpiał na nią co piąty dorosły Polak.
Charakteryzuje się ustawicznymi, somatycznymi (cielesnymi) bólami, np. w
okolicy komory serca, jak gdyby człowiek żył w stałym strachu, lub zaciskiem
na czole i skroniach. Badając nerwicę wegetatywną, należy sprawdzić ewentualność
medycznej (biologicznej) przyczyny takich dolegliwości lub szkodliwych nawyków.
Należy do grupy zaburzeń psychosomatycznych, tzn. odczuwanych cieleśnie, jak gdyby
była to organiczna dolegliwość, lecz o prawdziwych źródłach w psychice - w jawnych
bądź nieuświadomionych zniekształceniach poznawczych, które atakują samoocenę
lub poczucie sensu. Emocje - i ich doznania somatyczne - zawsze są nierozerwalnie związane z przekonaniami, które je wytworzyły. Bardzo często wynikają z braków i upokorzeń, doznanych w bardzo młodym wieku i kształtujących nasze myślenie o sobie.
Odkrywanie krzywdzących przekonań (wierzeń podstawowych) i ich równoważenie,
to fundament psychoterpaii behawioralno-poznawczej (CBT). Przekonania takie
nie muszą się objawiać psychosomatycznie, lecz bez wyjątku utrudniają życie nam i naszym bliskim. Jako takie, winny zostać poddane treningowi oduczania się ich (m.in. poprzez dialog sokratejski z krzywdzącym przekonaniem o sobie).
A także objęte życzliwym, nie potępiającym zrozumieniem, w którym specjalizuje się
trening uważności (zapraszamy do działu Mindfulness).
[Zwiń]
O wzywaniu do zgody
Bardzo częste i popularne są nawoływania do zgody, do zaprzestania sporów. Osoby,
które wiodą spór, przyjmują na siebie odium wrogów porozumienia i pojednania.
Tymczasem dość często jest to osąd niesprawiedliwy. Rzadko kiedy w sytuacji
krzywdy, z którą spotkamy się w praktyce psychologa (np. zranień, zdrady małżeńskiej,
alkoholizmu, etc.) mamy do czynienia z symetrią sytuacji. Nader często wina nie
leży pośrodku, tylko tam, gdzie leży!
Wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację kradzieży: ktoś komuś ukradł coś
cennego. Naturalnie, osoba okradziona będzie się domagać sprawiedliwości
(o ile ma odwagę i możliwość jej dochodzenia). Aby doszło do pojednania,
złodziej musi zwrócić okradzionemu
to, co ukradł. Ale także ponadto ponieść karę za swój uczynek i jeszcze dodatkowo wynagrodzić
swojej ofierze straty moralne lub materialne w związku z utratą ukradzionej rzeczy.
Dopiero wtedy można mówić o pojednaniu.
A zatem: osoby, które wzywają złodzieja i okradzionego do zgody, najczęściej
bezwarunkowej, po prostu "żeby zapomnieć o tym całym konflikcie", domagają się w rzeczywistości
"zapomnienia krzywd" od ofiary kradzieży (bardzo podobnie zwykły reagować panie w
ramach kłótni małżeńskiej - wywołując w mężu poczucie wstydu, że nadal się kłóci). Przecież to ofiara, a nie złodziej,
domaga się pamiętania o sprawie i ciągnięcia jej dalej! A zatem działają w interesie złodzieja,
a na podwójną szkodę ofiary. Podwójną, bowiem nie tylko straciła ona swoją własność,
ale również odmawia się jej sprawiedliwości (vel satysfakcji).
Poczucie sprawiedliwości jest fundamentalną potrzebą osoby ludzkiej. Bez sprawiedliwości
nie może być ani relacji, ani społeczności. Sprawiedliwością, według kodeksu Starożytnego
Rzymu, nazywamy silną i stateczną wolę oddania każdemu tego, co mu się należy. Tylko
na takiej bazie można budować pojednanie, które w chrześcijaństwie obowiązkowo wymaga:
żalu za postępek, wyznania go, autentycznego postanowienia poprawy oraz dokonania zadośćuczynienia
ofierze. Tylko pod tymi warunkami może dojść do rozgrzeszenia, czyli darowania win
(także sobie nawzajem). Jezus każe sobie wzajemnie przebaczać, ale właśnie w ten sposób,
nie uprawiając przy tym niesprawiedliwości. Przy czym, czasem bardziej warto wybaczyć, jeśli
krzywda jest drobna - albo duża, ale sprawidliwość nie do wyegzekwowania - bowiem koszty prowadzenia sporu moga być wyższe (moralnie, psychicznie),
niż pożytek ze zgody. Lepiej w takiej sytuacji być samemu wolnym od poczucia krzywdy.
[Zwiń]
Ostrzegali go rodzice
To oczywiście żart, oraz aluzja do indeksu rzeczowego na końcu znakomitej książki
Macieja Wojtyszko pt. "Bromba i inni", którą serdecznie polecam.
[Zwiń]
Paradygmat patogenetyczny i salutogenetyczny
Psychologia, a za nią psychoterapia, na początku swego istnienia wychodziła z
paradygmatu nauk medycznych, a zatem patogenetycznego - skoncentrowanego
na zaburzeniu i chorobie. Dopóki jakaś część całości działa sprawnie i dobrze, trudno
nam ją wyróżnić i zwrócić na nią uwagę. Dają natomiast znać o sobie i wyróżniają się
- za pomocą niepokojących objawów - te składniki (czy to maszyny, czy człowieka), które
uległy uszkodzeniu.
Zadaniem medycyny (lub serwisu naprawy) jest odnalezienie defektu i takie oddziaływanie,
aż ów defekt przestanie występować - tj., cofną się jego objawy. Pacjent jest leczony
aż do obserwowalnego - po jej objawach - cofnięcia się choroby. Według dawnej
definicji zdrowia, był to po prostu - brak chorób, brak objawów negatywnych.
Tak rozumie zdrowie człowieka paradygmat patogenetyczny.
W poszukiwaniu choroby czy zaburzenia, sprawdza się etiologię (całokształt
okoliczności występowania, czynniki ryzyka, etc.) oraz przebiega się listę
charakterystycznych dlań objawów (zespół objawów nazywamy syndromem). Lekarze
potrzebują odróżnić, za pomocą zestawów ich objawów, daną jednostkę chorobową
od innych, czyli zidentyfikować ją, aby następnie zastosować specyficzne dla niej leczenie.
Proces ten nazywamy diagnozą nozologiczną (różnicową) (por. serial o doktorze
House'ie).
W przypadku modelu salutogenetycznego, tj. skoncentrowanego na zdrowiu, i zagadnień
dobrostanu oraz zdrowia psychicznego,
usunięcie objawów zaburzenia poprzez dotarcie do jego przyczyn, jest zaledwie początkiem
pracy (jakkolwiek ważnym). Klient pozostawiony sam sobie na tym etapie, po prostu znów
popadnie w to czy inne zaburzenie. Zadaniem psychologa jest promocja zdrowia, czyli
poszerzanie bazy zasobów Klienta - np. poprzez opracowanie przez niego nowych
strategii radzenia sobie z trudną sytuacją. Jeśli doszło do zaburzenia, to
znaczy, że miał on braki w swej formacji psychicznej, które należy uzupełnić. Pomóc
Klientowi uzyskać niezbędną odwagę, nadzieję, nastawienie na znalezienie celu życia.
Obrazowo mówiąc, w paradygmacie salutogenetycznym
brak chorób jest zaledwie punktem zerowym na skali zdrowia psychicznego, a nie jej
dodatnim biegunem (końcem skali). Brak zaburzeń nie pociaga za sobą automatycznie szczęścia
i chęci do życia u Klienta (a co najwyżej ulgę). Nie powoduje korzystania w pełni ze
swego człowieczeństwa i życia - te rzeczy trzeba dopiero wypracować i zyskać po temu umiejętności.
Rozważaniem konsekwencji faktu, że poza obszarem patologii znajduje się cały osobny
obszar zdrowia psychicznego, który nie jest osiągany automatycznie, jako brak patologii,
ale stanowi osobne wyzwanie, zajmuje się psychologia pozytywna (w tym. ps. zdrowia).
[Zwiń]
Po co nam ślub?
A zatem wzdragasz się przed ślubowaniem drugiej osobie
miłości
wierności
uczciwości
oraz
że jej nigdy nie opuścisz.
Pozwól, że spytam: której z tych rzeczy, które się ślubuje, nie zamierzasz dotrzymać
wobec drugiej osoby? Którego z tych ślubów nie chcesz jej złożyć?
Czy
planujesz nie kochać jej? Nie być jej wierny/a? Nie być uczciwym/ą? Opuścić ją?
A może wątpisz, czy wytrwasz w takich postanowieniach i czy się nie rozmyślisz?
(Tym bardziej potrzebujesz błogosławieństwa Bożego i co dnia pracy nad tą relacją).
Chcesz więc mieć swobodę opuszczenia drugiej osoby, zostawiasz sobie otwartą furtkę.
Nazywasz to zaangażowaniem, miłością... Chciał(a)byś mieć pewność, że będziesz
otrzymywał(a) wzajemność troszeczkę tak, jakby była to inwestycja finansowa, która ma Ci się zwrócić.
Zob. hasło: "Miłość".
Jak zatem
ta druga osoba, której nie chcesz zapewnić o swojej miłości, wierności i uczciwości,
ma traktować poważnie Ciebie i Wasz związek? Nie może i podświadomie nie będzie;
Ty również. To otwarta droga do narastania wewnętrznych napięć i sporów.
Zob. hasło: "W jakich związkach kobiety czują się najszczęśliwsze?" na dole listy
tytułów.
PS. Żyjąc w związku niesakramentalnym, osoby mówią Chrystusowi: "Nie chcemy Ciebie tutaj,
nie jesteś nam potrzebny w naszej relacji. Nie wtrącaj się". I On uszanuje taki wybór,
na ich nieszczęście.
[Zwiń]
Podstawy katolickiego myślenia
Fundament wiedzy o rzeczywistości i nienaruszalnej prawdzie. Nb. dwie pierwsze pozycje
i przyjęcie faktów w nich zawartych obligatoryjnie obowiązują każdego katolika.
Oto link od narzędzia, pomagającemu otrząsnąć się z poczucia porażki, poprzez ustawienie jej we właściwym świetle.
[Zwiń]
Postrzeganie drugiej osoby (percepcja społeczna)
Przymiotnik społeczny w psychologii oznacza "dotyczący kontaktu (relacji)
z drugą osobą lub grupą osób". Naszą podstawową wiązką cech, która definiuje
naszą tożsamość, jest wspólnotowość. Odwrotnie do nakierowanej na
indywidualną skuteczność sprawczości, wspólnotowość koncentruje się na
budowaniu wzajemnych relacji, tworzeniu wspólnoty, współdziałania i szerokiej
gamie umiejętności wspierania innych (por. książka Bogdana Wojciszke,
"Sprawczość i Wspólnotowość"). Według intensywnych badań w tej dziedzinie, jest
ona ceniona istotnie wyżej od sprawczości (i to własna wspólnotowość, a nie innych
wobec mnie!).
Tak czy inaczej, kontakty i potrzeba porozumienia z drugim człowiekiem są
nieuchronne i niezbędne. Siłą rzeczy, spotykając drugą osobę (a już szczególnie przez
internet), nie wiemy o niej wszystkiego i musimy na jej temat coś założyć - wyrobić
sobie jakiś podstawowy pogląd na nią - inaczej komunikacja byłaby niemożliwa. Kiedyś
pomagały w tym konwencje społeczne, savoir vivre i inne, które szczątkowo nadal
funkcjonują i ułatwiają wzajemne relacje.
W rzeczywistości, jako ludzie, bezustannie wyciągamy wnioski co do rzeczywistości,
posługując się przybliżeniami, uogólnieniami - ponieważ nie mamy czasu albo możliwości,
aby ją dogłębnie zbadać. Taka precyzja nie zawsze jest też potrzebna. Musimy zatem
umieć wyciągać wnioski z niepełnych danych.
Takie (zawodne w sensie logicznym, intuicyjne) rozumowanie nazywamy heurystyką.
Fundamentalnym rodzajem heurystyk są tzw. utajone (vel "naiwne") teorie osobowości (uto).
Przewidujemy zachowanie innych ludzi na podstawie naszego osądu o nich. Budujemy z
niepełnych danych obraz drugiej osoby, aby wiedzieć, czego można się po niej i od niej
spodziewać. Przewidując, jakie cechy osobowości bądź charakteru zwykle ze sobą
współwystępują, na podstawie zaobserwowanych u kogoś jednej lub kilku z nich, wnioskujemy
o obecności wielu innych cech - często nietrafnie. To nie jest złe ani dobre, to po prostu
mechanika naszego umysłu, którą się wszyscy bez wyjątku posługujemy. Warto mieć tego
świadomość i poddawać takie osądy świadomej, wtórnej ocenie.
Warto przy tym zwrócić uwagę, że człowiek bezustannie się zmienia pod wpływem
rozwoju, nowych doświadczeń i retroaktywnej, dynamicznej pamięci. Stały, utarty pogląd
o danej osobie, lub grupie osób, może nie wytrzymywać próby rzeczywistości lub może
okazać się niesprawiedliwy.
Podstawowym mechanizmem uto jest efekt pierwszego wrażenia. Jest to bardzo silny,
ewolucyjny mechanizm. Prawdę mówiąc, spotkawszy i zobaczywszy daną osobę pierwszy raz
w życiu, już budujemy w swoim podświadomym umyśle jej kompletny obraz i osąd. Podchodzimy
do tej osoby z pewnym odgórnym nastawieniem. Potem, w ramach rzeczywistości, najczęściej
jedynie potwierdzamy (na zasadzie samospełniającej się przepowiedni) lub mozolnie
walczymy z tym pierwotnym poglądem, aby go zmienić, poznając człowieka lepiej. Samoświadomość
faktu, że terapeuta także podlega efektowi pierwszego wrażenia, jest jego fundamentalnym
obowiązkiem w ramach pierwszego spotkania z Klientem - aby móc zebrać obiektywne, realne i neutralne
dane o nim.
Równie silny w ramach uto jest efekt halo (aureoli), na skutek którego cała osoba
i jej zachowanie, "opromienione" zostaje przez pojedynczą, silnie pozytywną lub negatywną
cechę, którą w niej zauważamy. Myślimy np.: "Skoro ten człowiek kocha zwierzęta, to przecież
nie może być... (złodziejem, draniem, egoistą, etc.)". Tymczasem wielu zbrodniarzy było
miłośnikami zwierząt. Gangster, bandyta albo bezlitosny bankier może być jednocześnie czułym
i kochającym ojcem dla swego dziecka (inna sprawa, jakie wzorce mu przekaże). Dzieje się tak
dlatego, że cechy zachowań łączą się w silnie korelujące z sobą wiązki - i jeśli dostrzegamy
w kimś wyraźnie jedną cechę z tej wiązki, zaraz przypisujemy mu także udział w pozostałych
cechach z tej wiązki. Jest to naturalne, i równie naturalnie obarczone ryzykiem błędu
(rozumowanie zawodne).
Dotyczy to także wnioskowania o całej grupie społecznej na podstawie jego jednego, wybranego przedstawiciela
(por. z efektem grupowania, opisanym później). Na przykład, feministki spotkały lub
słyszały kiedyś o gwałcicielu, i w ten sposób postrzegają wszystkich mężczyzn.
Generalizują ekstremalne i marginalne zachowania, uznając je za typowe i charakterystyczne
dla całej grupy społecznej mężczyzn, i uzasadniając tym swoją ideologię. Podobnie czyni się
z księżmi, z narodowcami, z kibicami, etc. (wszystkimi, kogo się chce poniżyć i zaatakować).
O stereotypach napisano już kilometry tekstów, więc zbędziemy je drobną, acz
odświeżającą uwagą: wcale nie muszą być fałszywe, albo złe! Przynajmniej nie wszystkie.
Wnioskowanie o przedstawicielach danej grupy na podstawie ogólnej wiedzy, jaką ludzkość
wyniosła z wcześniejszych kontaktów, czyli właśnie stereotyp, jest jednym z rodzajów
używanej przez nas heurystyki - ale odnoszącej sie do całej grupy społecznej, a nie jednostki.
Tu również ma miejsce swoisty efekt halo: występowanie autorytetów w danej grupie
czy środowisku.
W ramach postrzegania grup społecznych, nie sposób nie wspomnieć o efekcie grupowania,
czyli strukturalizacji. Zgodnie z ustaleniami psychologii postaci (Gestalt, zob. hasło),
moje JA, a także moja grupa społeczna nabiera dla mnie cechy szczególne. Staje się "figurą",
zaś inne grupy i osoby stanowią mniej lub bardziej monotonne "tło". Oznacza to, że własnej
grupie mamy tendencję do przypisywania większego zróżnicowania, bardziej klarownych motywacji
i bardziej złożonych sentymentów, niż czynimy to wobec innych grup (zwłaszcza konkurencyjnych).
Dzieje się tak dlatego, że nasze własne motywacje i przekonania rozumiemy dość dobrze,
są one ze sobą spójne i ustaliły się w ramach trwającego jakiś czas procesu (wtajemniczenia
w grupę). Tymczasem, obserwując poglądy innej grupy osób, nie dostrzegamy współzależności
pomiędzy nimi oraz jesteśmy nieświadomi okoliczności i procesów, w jakich one się kształtowały.
Wydają nam się zatem mniej spójne, niż nasze - i przypisujemy przedstawicielom innych grup
powodowanie się nielogicznymi, emocjonalnymi, prostymi pobudkami. My jesteśmy subtelni, oni
są prymitywni - jest to fundamentalny błąd percepcji społecznej w ramach efektu strukturalizacji.
Przedstawicieli innej grupy postrzegamy jako tzw. zbiorowe klony, trudne do indywidualnego
odróżnienia i nadania im indywidualnych cech.
Przestając w grupie lub środowisku, nieuchronnie spotykamy się z jeszcze jednym efektem. Jest
to getto informacyjne, któremu w ośmieszający sposób - bowiem jest on doskonale znany i opisany -
ulega wiele osób publicznych (np. znane "profesorki" - cf. ich wpisy na portalach społecznościowych lub
wywiady w prasie). Rzecz w tym, że obracając się głównie w towarzystwie osób,
myślących bardzo podobnie do nas (gdyż tak dobieramy sobie znajomych i grupy), zaś szczególnie
w grupach mocno zideologizowanych, przekonanych o swej moralnej wyższości i dbających o czytelne wyróżnianie się
("tylko my mamy rację"), siłą rzeczy spotykamy się z poglądami bardzo podobnymi do naszych. Wówczas, istnieje ryzyko uznania,
że - skoro wszyscy wokół mnie mają takie poglądy - to są one reprezentowane powszechnie,
w całej populacji - albo powinny być! Jest to wniosek na ogół błędny.
Przy okazji tematu percepcji społecznej, należy zwrócić uwagę na występowanie heurystyki
dostępności. Otóż, zwykliśmy nadawać i wyolbrzymiać wagę oraz znaczenie tych faktów,
które:
Miały miejsce niedawno (efekt świeżości);
Były dramatyczne w przebiegu;
Są bardziej wyraziste i czytelne;
Są częściej omawiane (sic!).
Widać tu znakomicie pole do manipulacji przez media, roszczące sobie prawo do kształtowania, zamiast
informowania opinii publicznej (kreowanie rzeczywistości i faktów), oraz przez reklamę.
Obowiązkiem kodeksu etyki psychologa jest ujawnianie i uświadamianie ludzi wobec takiego
mechanizmu, tj. powiększanie świadomości i odporności na manipulację, nigdy zaś - współuczestniczenie
w niej (PR, reklama, media).
Na koniec jeszcze dwa słowa o heurystyce zakotwiczenia. Kązda ocena, jaką
przychodzi nam dokonać, musi bazować na jakimś pierwszym przybliżeniu, które jest nam
znane i które dobrze "czujemy". Kiedy myślimy o tym, jak żyje się w jakimś egzotycznym kraju,
najpierw przychodzi nam na myśl przybliżenie tych miejsc, które już doświadczyliśmy w swoich
podróżach. Kiedy rozważamy zarobki danej osoby, myślimy o nich w kontekście i w perspektywie
tego, ile sami zarabiamy (uwaga, panowie dyrektorzy i prezesi!). Efekt zakotwiczenia powoduje,
że nasza ocena zawsze grawituje ku naszemu wzorcowi, owemu pierwszemu przybliżeniu, które dobrze znamy z autopsji.
Przykładem niech bedzie wynik niedawnego, ogólnoświatowego badania satysfakcji z zarobków.
Niezależnie od grupy społecznej, od klasy zarobków i poziomu zamożności, przedstawiciele każdej
grupy oceniali, że zarazbiają nie tak wiele, przeciętnie. Istotnie, "punkt widzenia zależy
od punktu siedzenia". Życzymy zmiany punktu siedzenia niektórym wpływowym osobom.
[Zwiń]
Poznanie a pułapka nauk przyrodniczych
Popularnym błędem, będącym historycznym obciążeniem po materializmie i gnostycyzmie, jest
twierdzenie, iż całość doświadczenia człowieka (jego pole fenomenologiczne)
zawiera się w domenie nauk przyrodniczych, tzn., że nie istnieje nauka o człowieku,
nie będąca przyrodniczą i nie operująca jej narzędziami.
Tymczasem, poznanie ludzkie wykracza poza te granice. Jest to problem
psychologii, gdyż chciałaby ona być nauką fizyczną, a jednocześnie dotyka
doświadczeń ludzkich, które są metafizyczne. Kompetencja nauk przyrodniczych
kończy się na pewnym etapie doświadczenia wewnętrznego (intrapsychicznego, duchowego)
człowieka. Dalej, jest ono również spójne i logiczne, racjonalne, ale już nie ilościowo-jakościowe.
Jak bowiem zmierzyć (zoperacjonalizować) sprawiedliwość, albo dumę?
W jaki sposób zmierzyć fałszywość lub nieadaptacyjność czyichś przekonań?
A przecież wszystkie te pojęcia leżą u sedna poradnictwa oraz psychoterapii.
Spieszę również z uwagą, że wiedza
o poznawanaych przez nas bytach i konstruktach znajduje się w nich, tj. na
zewnątrz człowieka, a nie w świecie jego dyscypliny naukowej, która wyłącznie
przygotowuje instrumenty do badania i poznania tejże. Żródło poznania jest w obiekcie,
a zatem na zewnątrz tego, kto go dokonuje, tym samym uwewnętrzniając.
Filozofia bytu zgłębia naturę ludzką i jej relacje z innymi bytami. Jako
poszerzenie wiedzy - oraz ustrzeżenie się błędu, polegającego na żądaniu ścisłości
od procesu psychicznego lub terapeutycznego - polecam lekturę "Stu Zabobonów"Jana Marii Bocheńskiego oraz książki "Ateizm Błędem Poznawczym"ks. dra Tadeusza Kuczyńskiego. Wspomina również o problemie ograniczoności nauk
przyrodniczych i rozgraniczania ich kompetencji Joseph Ratzinger w
swym bestsellerze "Jezus z Nazaretu" (str. 167).
[Zwiń]
Program Wiedzy Społecznej - bezcenne wykłady
Cykl wykładów dotyczący pojęć podstawowych, psychiki człowieka i jego relacji społecznych.
Absolutnie obowiązkowa "lektura" dla chcących zrozmieć siebie i dzisiejszy świat wokół nas:
Strona główna; zob. także wykłady video
Program Wiedzy Społecznej na YT.
[Zwiń]
Przekonania religijne
"Przypominam, bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, którą przyjęliście i w której też trwacie. Przez nią również będziecie zbawieni, jeżeli ją zachowacie tak, jak wam głosiłem. Bo inaczej na próżno byście uwierzyli". (1Kor 15, 1-2)
Czym są więc przekonania religijne? Oto Bóg do mnie skierował Swoje słowa, i one mnie przekonały. Dałem się przekonać Bogu.
Jak można przyjmować odtąd jakąkolwiek inną perspektywę, niż przekonań religijnych? To byłoby wewnętrznie sprzeczne. To żaden dodatkowy zestaw przekonań, opcjonalny i niekonieczny w codziennym życiu.
Kto z nas może szczerze powiedzieć, że ma przekonania religijne? Tzn., że wsłuchali się w głos Boga, przyjęli bez przekłamań i zostali dogłębnie nimi przekonani?
[Zwiń]
Przemoc domowa w różnych związkach
Dane CDC, największej amerykańskiej federalnej organizacji zdrowotnej (analiza z 2023).
Lewicowa teoria, że tradycyjne rodziny są siedliskiem przemocy i autorytarności, kompletnie nie wytrzymuje faktów empirycznych.
Oto bowiem:
Kobiety będące w związkach jednopłciowych lub deklarujące się jako biseksualne częściej (odpowiednio 43,8% i 61,1%) doświadczają przemocy domowej niż kobiety deklarujące się jako heteroseksualne (35%).
Analiza dotycząca czasu pandemii COVID-19 pokazała, że w tamtym czasie ponad 50 proc. mężczyzn i prawie 75 proc. kobiet deklarujących się jako osoby homoseksualne padły ofiarą przemocy psychicznej ze strony partnera (tej samej płci).
Teoria, sformułowana pod koniec XIX w. w Wiedniu przez Sigmunda Freuda, a
kontynuowana do dziś przez jego uczniów i ich następców. Położyła
podwaliny pod współczesną psychologię i wprowadziła tak celne intuicyjnie
pojęcia, jak np. przedświadomość (podświadomość), projekcja, przeniesienie lub jungowski archetyp.
Jej nadużycia (skądinąd zwalczane przez samego Freuda) doprowadziły do
sformułowania programowych podstaw kontr-kulturowej rewolucji neo-marksistowskiej
na Zachodzie (Reich, Szkoła Frankfurcka), która do dziś sieje spustoszenie w umysłach Europejczyków
i Amerykanów (por. materiał edukacyjny na yt).
Zakłada istnienie niewidocznych i niepoznawalnych przez człowieka (stąd jej
nienaukowowść i brak możliwości falsyfikacji jej rozumowania i wniosków) sił
psychicznych (gr. dynamis - siła, władza), które toczą walkę na terenie
ludzkiej duszy (czyli umysłu). Nie ma od nich obrony i nie można nijak wpłynąć
na nie. Jedyne, co może uczynić człowiek, to poznać efekty ich działania (konflikty,
napięcia) poprzez introspekcję i zastosować jak najdojrzalsze mechanizmy obronne
(rodzaj uniku, dostosowania się) w przeciwieństwie do wypierania się ich istnienia.
Wg. Freuda, zaobserwować ich ślad można, rozważając swoje sny, fantazje oraz czynności
pomyłkowe.
Ażeby oddać sprawiedliwość teorii, koncepcja ta stanowi dobry punkt wyjścia dla naukowej, dwutorowej teorii samooceny. Cenna ta dla pscyhoterapii teoria, dowodzi znacznego wpływu niejawnego, nieświadomego kanału wiedzy o sobie (przekonań, schematów poznawczych) na zachowania.
Jedna z sił psychodynamicznych, id (łac. "to"), kieruje się zawsze zasadą przyjemności,
a jest to przyjemność seksualna (eros) i/lub niszczycielska (tanathos). Druga
siła, przeciwstawna tejże, próbuje uchwycić człowieka w karby i uniemożliwić jej
ekspresję. Jest to superego, stanowiące wyraz zasad i norm społecznych.
Trzecia warstwa człowieka, usytuowana pomiędzy tymi dwoma, to ego, kierujące
się zasadą realizmu, a zatem usiłująca pogodzić wymagania obu pozostałych w
realnej sytuacji. Człowiek dąży (wyłącznie!) do zaspokajania swych żądz, ale w ten
sposób, aby nie popaść w konflikt z frustrującym go na tym tle społeczeństwem,
co prowadzi do ich sublimacji i wyrafinowania ekspresji, np. w dziedziny kultury.
Tragiczny wpływ koncepcji Freuda na podejście do moralności restrykcyjnej jest
opisany w haśle "Diabeł, a krzywdzące przekonania [zob.].
Jak widać, teoria psychodynamiczna daje bardzo ponury, ateistyczny i skrajnie
redukcyjny pogląd na budowę człowieka - nie występuje żadne samodoskonalenie
(chyba, że w stosowaniu mechanizmów obronnych lub awans do kolejnego konfliktu
wewnętrznego po uporaniu się z poprzednim), samoświadomość, duchowość czy ideały (a
raczej występują, ale w formie sublimacji popędu, a nie jako rzeczywiste potrzeby człowieka). Ograniczając tak dalece i upraszczając życie psychiczne, trudno mówić w ogóle o
psychologii psychodynamicznej. Jej kontynuatorzy starali się dopasowywać paradygmat
konfliktów psychicznych do różnych, wąskich dziedzin życia, budując np. teorię
realcji z obiektem - tj. grupę teorii relacji matka-dziecko (Klein, Winnicott,
Mahler i in.). Jednak zawsze, niezależnie od teorii psychodynamicznej, za motywacją
ludzką kryje się nigdy nie dająca się zaspokoić na stałe, prymitywna potrzeba.
Psychodynamika widzi w człowieku niewolnika popędów, który nawet nie zdoła ich ogarnąć.
Psychoanalityk przy pracy:
Terapia psychodynamiczna, zwana psychoanalizą, jest długoterminowa i powolna (obliczana
na 1-2 lata współpracy z psychoanalitykiem). Badania nie były w stanie uchwycić, czy jej skuteczność nie
polega jedynie na wspólnych efektach wszelkich psychoterapii (wgląd, empatia, relacja), niezależnie od ich nurtu naukowego. Zgodnie ze swymi założeniami, nie przedstawia pacjentowi żadnych pozytywnych
alternatyw, kierunków wzrostu (brak pozytywnej oferty) - co zauważył Albert Ellis (cf. wstęp do podręcznika
"Terapia racjonalno-emotywna"), wieloletni
psychoterapeuta tego nurtu. Ta obserwacja popchnęła go w kierunku zainicjowania
nowego nurtu w psychologii - opartej o naukową racjonalność i mierzalność psychologii poznawczej.
[Zwiń]
Psychologia eksperymentalna
Termin i idea wprowadzone przez Wilhelma Wundta wraz z założeniem w Lipsku, w
roku 1879, laboratorium psychologicznego. Jest to symboliczny punkt początkowy
współczesnej psychologii i kamień węgielny psychologii naukowej.
Wundt uznał, iż psychologia, aby była wartościową dyscypliną, musi mieć charakter
naukowy - o prawdziwości teorii muszą świadczyć pozytywne wyniki empiryczne, eksperymentu
(rozumianego jako synonim czegoś, co jest mierzalne i obserwowalne w rzeczywistości
- a nadto przewidywalne i powtarzalne).
Psychologia ma opierać się na metodzie racjonalnej, na rzetelnym i spójnym wnioskowaniu
natury logicznej. Jeśli coś istnieje, to musi dawać o sobie znać, a psycholog winien
móc to zaobserwować (o ile wie, na co patrzy).
Czytelnik byłby mocno zdziwiony, na jakie opory w środowisku psychologów napotyka
wymóg naukowej rzetelności, zamiast puszczania wodzy fantazji, odczuwania oraz
swobodnego uprawiania literatury, a nie nauki opisowej.
Brak spójnego, całościowego obrazu oraz masowa produkcja ładnie brzmiących teorii przy nadreprezentacji publikacji pozytywnych (bo na badania, kończące się wnioskiem negatywnym, a już nie daj Boże, niepoprawnym politycznie, nikt nie da grantu) - jest nadal problemem psychologii.
[Zwiń]
Psychologia kliniczna
Inaczej - psychologia indywidualnego podejścia do pacjenta/klienta. Termin stworzony
przez Lightnera Witmera (Filadelfia, USA) w roku 1896. Witmer założył wówczas pierwszą na świecie klinikę, a kilka lat później wydał pierwszy numer pisma The Clinical Psychology.
Witmer, jako pedagog, otrzymał zadanie opieki nad uczniami, borykającymi się
z trudnościami szkolnymi. Zwrócił uwagę na fakt, iż dzieci te nie wyróżniają się
szczególnie pod względem stanu zdrowia lub środowiskowym od tych majacych lepsze
osiagnięcia. Wyciągnął z tego prosty (jak wszystko genialne) wniosek, iż dzieci
z trudnościami nie tworzą jednolitej, osobnej, łatwej do wskazania grupy. Każdy
przypadek należy rozpatrywać indywidualnie i brać pod uwagę całość uwarunkowań danej
osoby, aby zrozumieć jej problem. Obraz kliniczny osoby z trudnościami pewnego
rodzaju jest złożony i subtelny oraz mocno nacechowany indywidualizmem.
Nie sposób przecenić wartości tej obserwacji. Szczególnie ostatni fakt oznacza, iż
różne osoby na ten sam rodzaj problemu mogą zareagować rozmaicie, w zależności od ich
indywidualnych cech i uwarunkowań, i może on ujawniać się w różny sposób. Ludzie
są systemami samo-sterownymi i do pewnego stopnia samoświadomymi, a zatem samodzielnie
będą próbowali się regulować i jakoś dostosować swoje myślenie. Zobaczymy ich problemy niedostępnymi na powierzchni oraz zracjonalizowanymi. Umysł człowieka oddziałuje zwrotnie sam na siebie (percepcja)! Jest jak najbardziej zdolny się samo-oszukiwać. Może na szczęście
również spojrzeć sam na siebie (intorspekcja) i zrozumieć siebie.
Na ogół, problem Klienta leży głębiej i w innym miejscu, niż ten, z którym przyszedł
do gabinetu. Psycholog kliniczny ma mnóstwo zrozumienia i empatii wobec swojego Klienta.
[Zwiń]
Psychologia poznawcza (kognitywna)
Nurt psychologii, stworzony przez Alberta Ellisa, Aarona Becka i in. w
drugiej połowie XX w. Jej fundamentalnym założeniem jest istnienie świadomego
i aktywnego umysłu, który bada i analizuje świat wokół siebie i który potrafi przebudowywać
własne modele. Zwrotnie oddziałuje na swoje podejście do świata. Człowiek
jako "inteligentny komputer".
Immanentną cechą psychologii poznawczej jest wymierny i mierzalny, empiryczny
charakter stawianych tez.
To właśnie ona ujęła w ramy naukowe badania nad wieloma aspektami
ludzkiego procesu myślenia, takimi, jak inteligencja, twórczość,
percepcja, czy uwaga. Czołowymi
przedstawicielami polskiej ps. poznawczej, są m.in. Nęcka, Orzechowski i Szymura.
Centralnym pojęciem psychologii poznawczej jest percepcja, czyli sposób, w
jaki postrzegamy rzeczywistość. Zależy ona bardzo silnie od wewnętrznego modelu,
to jest przekonań (wierzeń) podstawowych na temat postrzeganego lub rozważanego
obiektu. Wyrażał to na początku naszej ery Epiktet, urzędnik rzymski i
myśliciel, mówiąc: "To nie sama sytuacja porusza człowieka, ale to, co o niej sądzi".
Albert Ellis skonstatował tę prawdę za pomocą meta-wzoru:
A x B = C
gdzie A to zdarzenie, wyzwanie (Adversity), B jest filtrem percepcyjnym, czyli tym,
jakie są nasze (podświadome i jawne) przekonania o zdarzeniu i o sobie (Beliefs), zaś dopiero C
to konsekwencja (Consequence), czyli rezultat w postaci emocji, zamiarów, odruchów, etc.
Bezpośrednio dostrzegamy A i C, zaś B stanowi ukryte sedno i schemat naszego postrzegania.
Wyjaśnia to m.in. fakt, dlaczego dwoje ludzi (np. w małżeństwie) może tę samą sytuację
rozumieć i odczuwać zupełnie odmiennie. Nie istnieje żadne "Wiadomo, że".
Celnie podsumował to Mark Williams w swojej książce Mindfulness. Trening uważności:
"Nie postrzegamy świata takim, jaki jest, ale takim, jacy my jesteśmy". W tym miejscu,
polecam Państwu lekturę ósmego rozdziału tej ksiażki (jako uzupełniającej do podręcznika Ellisa pt.
"Terapia racjonalno-emotywna").
Psychologia poznawcza bardzo silnie podkreśla nierozerwalny związek pomiędzy doznawanymi
emocjami, a wewnętrznymi przekonaniami. Należy tu zwłaszcza wymienić utrwalone i wyuczone w dzieciństwie,
zniekształcenia poznawcze na temat siebie, skutkujące obniżoną samooceną oraz
niedostosowaniem społecznym.
W oparciu o ten sam związek, wytłumaczyć można większość trudności, niepewności, lęków i kompleksów,
jakie dają o sobie emocjonalnie znać i utrudniają człowiekowi życie - o ile dotrze się
do wywołujących je przekonań. A także zrozumieć
wzorce reagowania człowieka na różne sytuacje oraz na inne osoby.
Ale nie tylko zrozumieć! Za pomocą odkrywania związków pomiędzy doświadczanymi emocjami,
a ukrytymi przekonaniami, które je wywołały - można także doprowadzić do równoważenia
krzywdzących (dysfunkcyjnych) przekonań, urealniania ich, korekcji zniekształceń poznawczych. Oraz do pozytywnych przewartościowań
w myśleniu.
Jest to jak najbardziej możliwe, ponieważ
umysł potrafi oddziaływać sam na siebie i przebudowywać swą wiedzę. Potrafi wytrenować,
wykształcić w sobie zmianę myślenia i przekonań (na bardziej prawdziwe).
Psychologia poznawczo-behawioralna (kognitywno-behawioralna) łączy w sobie praktyczną wiedzę o uwarunkowaniach
(schematach zachowań, schematach poznawczych) z paradygmatem poznawczym oraz do
arsenału środków włącza trening (uczenie się) nowego patrzenia na sytuację.
Na nauce ps. pozn.-beh., bazuje psychoterapia poznawczo-behawioralna (CBT). Jest
to terapia o bardzo przejrzystym, "nie-magicznym" procesie i możliwości mierzenia
efektów (bardzo ważne z punktu widzenia kontraktu terapeutycznego, czyli jasności celów
terapii). A także terapia poznawcza, skoncentrowana na uważności (MBCT) (por.
hasło Mindfulness).
[Zwiń]
Proszę zapoznać się z załączoną grafiką.
Znajduje się na niej 10 typowych błędów rozumowania,
z jakimi mamy do czynienia w małżeństwie, w parze, w rodzinie, wśród znajomych,
w pracy.
[Zwiń]
Racjonalizm a wiara
Wiara jest przylgnięciem umysłu do objawionej prawdy Bożej.
Umysł, który w swojej pysze i swawoli odrzuca wiarę, prędko staje się umysłem
"racjonalisty", czyli sam musi być dla siebie bogiem i samemu uzasadnić swoje
istnienie, a także pełną swą swawolę i brak ograniczeń - ograniczenia oznaczałyby zewnętrzne,
a więc boskie, prawa. Człowiek swoją tożsamość, a moralność musi umysł bez wiary wywieść
z własnych pragnień i żądań, co nieuchronnie prowadzi do moralności permisywnej i do
niewolnictwa (określania, kto jest, a kto nie jest osobą) - czego mieliśmy przykład w
starożytnej Grecji filozofów.
Tak samo umysł, który odrzuca wiarę, musi skierować się ku wyznaczeniu sobie nie-boskich
dróg doskonalenia się i rozwoju - stąd to u oświeceniowych "racjonalistów" kwitnie albo niczym nieskrępowane
zboczenie i perwersja (de Sade) albo gnoza, ezoteryka i magia (sir Izaak Newton). W ten sposób
umysł sam sobie wytwarza absolut i staje się w swoim zasięgu wzroku bogiem. Żałosne, lecz prawdziwe.
Jest to nieuchronne, gdyż samowolny umysł odrzucający wiarę, czyli poddający się władzy "rozumu",
w kolejnej konsekwencji musi się podporządkować emocjom, które dominują u samowolnych.
To emocje (diabelskie: pycha i pożądanie) wszystko inicjują i ku zaspokojeniu siebie zmierzają. Następuje
porażająca psychologizacja absolutu, czyli dowodzenie nie na podstawie prawdy i dogmatyki,
ale na podstawie emocji: "na pewno tak nie jest", "tak na pewno Bóg by nie zrobił", "taki Bóg,
któryby chciał tego i tego nie może być prawdziwy". To wszystko umysł wywodzi ze swych emocjonalnych
przeświadczeń (zob. hasło Ateizm błędem poznawczym). Człowiek cenzuruje objawienie Boga, przycinając
je do tego, co jemu samemu wydaje się właściwe, wystarczające i dopuszczalne, zamiast przyjmować je jako
objawienie, tj. w całości, bez szemrania - dostosowując własny umysł do objawionej prawdy, a nie na
odwrót.
Albo więc mamy absolutne objawienie, któremu podporządkowuje się umysł, albo dokonujemy
nieuchronnie absolutyzacji doznań i emocji - pożądliwości i pychy. Oświecenie to powrót do
pogaństwa z nieodłącznym zniszczeniem godności człowieka - niewolnicwem, morderstwem (Rewolucja
Francuska).
Więcej na ten temat w książkach: Pawła Lisickiego Kontrrewolucja,
Plinio de Oliveiry Rewolucja i Kontrrewolucja oraz Marka Pietrachowicza Psychoterapia Ewangelią.
[Zwiń]
Rozwój moralny
Rozwój to monotoniczny (niemalejący) ciąg przemian jednostki. Są one
wspólne dla wszystkich ludzi, dzielą się na lepiej lub gorzej rozróżniane fazy
rozwoju. Warunkiem koniecznym nastąpienia danej fazy rozwoju jest zrealizowanie
(choćby częściowo) poprzedniej fazy i zdobycie jej osiągnięć. Na różnych płaszczyznach (w różnych aspektach) rozwój może przebiegać selektywnie, tj. w róznym tempie. Rozwój następuje autonomicznie, choć może być stymulowany bądź hamowany, tłumiony. Elementy różnych
faz rozwoju mogą przewijać się przez całe dorosłe życie człowieka i dawać o sobie znać,
zwłaszcza, gdy nie zostały dobrze przepracowane w dzieciństwie.
Powszechnie przyjmowany model rozwoju moralnego człowieka pochodzi od
Lawrence Kohlberga. Należy przy tym rozumieć, że - ponieważ kodeks
moralny jest zbiorem zasad abstrakcyjnych, idei - to rozwój moralny jest skorelowany z
rozwojem natury kognitywnej u dziecka (umiejętności emocjonalne oraz myślenia
w kategoriach operacji abstrakcyjnych). Najpierw dziecko modeluje zachowania
opiekunów, a trzymanie się moralności jest natury emocjonalnej, dopiero później
następuje własne rozumowanie.
I etap: "Chcę" - moralność przedkonwencjonalna. Kształtuje się między 4. a 10.
rokiem życia. Zasadniczy wpływ emocjonalności; strachu przed karą i liczenia na nagrodę. Dziecko ma wysoki egocentryzm - niemożność przyjęcia perspektywy poznawczej drugiej osoby. Sprawczość jest
zasadnicza w tym okresie, moralność jest czymś drugorzędnym dla dziecka (dlatego dziecko
cieszy się, gdy myszka Jerry masakruje w kreskówce kota Toma - ponieważ jest skuteczna).
II etap: "Muszę, trzeba" - moralność konwencjonalna. Kształtuje się między 10. a 13. rokiem życia. Skodyfikowane standardy innych (autorytetów) kształtują moralność
dziecka w tym wieku. Może następować silna introjekcja - wdrukowanie cudzych
przekonań w umysł, który zaczyna uznawać je za swoje własne, choć na późniejszym etapie
okaże się, że wcale takimi nie były. Dziecko oczekuje czytelnego przekazu, jasnych i
szlachetnych wzorców i nie
powinno być skazywane na samotne decydowanie o sprawach określających jego granice
(nie mówiąc o odpieraniu ataków innych). Żadnego
samookreślania swojego "gender" i tym podobnych okrucieństw wobec umysłu dziecka! To okres,
w którym potrzebujemy mądrego Mistrza, który weźmie nas za Ucznia i przykładem życia
przekaże mądrość, oraz "nada nam imię" wieku dorosłego.
III etap: "Wybieram, decyduję" - moralność postkonwencjonalna. Kształtuje się po 13. roku życia (lub nawet nigdy). Na podstawie otrzymywanych z różnych stron sugestii,
człowiek sam stopniowo podejmuje decyzję, co włącza do swojej moralnej "konstytucji". Wówczas te
zasady stają się jego własnymi i tylko on ponosi odpowiedzialność za ich reprezentowanie.
Niewykluczone, że sięgnie do zestawu zasad z poprzednich etapów, ale wówczas czyni to
samodzielnie opowiadając się za czymś, świadomy konsekwencji wyborów. Jest to postawa, do której aspirują dorośli i która niejako definiuje dorosłość. Należy zauważyć, że nie wyklucza ona tabu i obowiązków, wynikających z prawa naturalnego. Tkwienie w jakimś
obowiązku (np. pracy) nie umniejsza wartości własnego wyboru - jest on autonomiczny i nadrzędny. Każdy "musi" wiedzieć, co sam uważa o danej sprawie.
Drogę od beztroskiego chłopca, poprzez ucznia sędziwego mędrca, aż po samotną,
odpowiedzialną dorosłość, przechodzi Frodo Baggins we "Władcy Pierścieni".
Duża część zmagań psychoterapii polega na uświadomieniu sobie przez Klienta, że
"trzeba" nie jest właściwym stwierdzeniem, ponieważ zdejmuje obowiązek samodzielnego
myślenia (delegacja odpowiedzialności) oraz często zawiera zniekształcenia poznawcze, krzywdzące Klienta przekonania. Od czasów marksistowskiego demontażu samo-dyscypliny
za sprawą "Prawa do lenistwa"Lafargue'a i rewolucji seksualnej, również należy sobie uświadamiać,
że dziecinne "Chcę" (albo "Nie chcę") nie jest wystarczającą przesłanką do podjęcia lub poniechania działań.
Chęć lub niechęć jest jedynie jednym z elementów znacznie bogatszego systemu motywacji i podejmowania
decyzji. Proponujemy w miejsce "chcę" podstawić bardziej samoświadome, szanujące opinie innych, gromadzące mądrość i podejmujące przemyślane decyzje - "Wybieram".
Graficzną reprezentację struktury motywacji człowieka można znaleźć w tym artykule mojego autorstwa. Odsyłam również
do hasła: "Szczęście" i znajdującego się pod nim linku.
[Zwiń]
Rozwój poznawczy
Rozwój jest monotonicznym ciagiem zmian, w wyniku którego osoba uzyskuje
wcześniej niedostępne dla niej możliwości. Daje się wyróżnić charakterystyczne
fazy (etapy, stadia) rozwoju, które zachodzą sekwencyjnie - bez osiagnięcia
zdobyczy fazy poprzedniej nie sposób opanować umiejętności, nabywanych w kolejnej.
W wypadku rozwoju poznawczego człowieka, jest on skorelowany z rozwojem struktur kory nowej
mózgu (np. mielinizacja i wykształcanie kolców dendrytycznych w płacie przedczołowym,
odpowiadającym za przeżywanie tożsamości, osobowości i jaźni).
Klasyczna i fundamentalna teoria rozwoju poznawczego pochodzi od Jeana Piageta,
który z niezwykłą przenikliwością obserwował zabawy i uczenie się swoich dzieci, aby
następnie bardzo trafnie uogólnić poczynione wnioski na ogólny rozwój dziecka.
Teoria Piageta faz rozwoju została potwierdzona i dowiedziona w niezliczonych testach i
badaniach, i stała się fundamentem programowym procesu oświaty na całym
świecie. Stadia rozwoju, które opisuje, są następujące:
I etap (0-2 rok życia) - stadium sensomotoryczne. Istnieją tylko te przedmioty
i osoby, które są bezpośrednio postrzegane i doznawane zmysłowo. To właśnie dlatego mama
znika i pojawia się, gdy zakrywa twarz dłońmi, a potem ją odsłania ("Gdzie jest mama?" - "Peek-a-boo").
Również dlatego badane przedmioty lądują w buzi - muszą zostać bezpośrednio, zmysłowo doświadczone.
II etap (2-7 rok życia) - stadium przedoperacyjne. Dziecko zajęte jest doświadczaniem
swej sprawczości, tzn. skuteczności swych działań - dobre jest to, co przynosi efekt.
To dlatego dziecko cieszy się, gdy w kreskówce myszka Jerry masakruje kota Toma - nie rozumie
implikacji etycznych, natomiast dostrzega skuteczność. (Dlatego uspokajanie rozbrykanego
malca powinno odbywać się na zasadzie braku okazywania mu uwagi i wpływu na innych - poprzez
posadzenie go osobno, samego z sobą - a nie przez jego strofowanie i ożywioną reakcję rodzica).
Na tym etapie, dziecko ma trudności z
oceną, co czuje lub myśli inna osoba (nie potrafi przyjmować jej perspektywy poznawczej),
co określamy terminem egocentryzmu. Będzie mu się zdawało, że widzi i uważa to samo,
co ono - to właśnie dlatego dziecko chowa się przez wzrokiem dorosłego, zakrywając sobie
oczy, albo chowa się do połowy za firanką, przekonane o swej niewidoczności. Występuje również
brak umiejętności cofania operacji w czasie - porównywania ze stanem poprzednim. Z tej
racji, dziecko uważa, że napoju, przelanego do szerszej szklanki, jest teraz mniej, ponieważ
sięga niżej. Zaś przełamane na dwoje ciasteczko staje się dwoma ciasteczkami. I właśnie dlatego z
pójściem do szkoły należy statystycznie zaczekać do 7. roku życia.
III etap (7-11 rok życia) - stadium operacji konkretnych. Namacalne, rzeczywiste obiekty
zyskują swoje reprezentacje mentalne - abstrakcyjne pojęcia przedmiotów, na których można
wykonywać operacje w umyśle, nie mając ich wciąż w polu widzenia i nie dotykając ich bezpośrednio.
Może zatem rozwinąć się wyobraźnia. Brak natomiast reprezentacji mentalnych dla idei i pojęć
abstrakcyjnych (takich jak liczby, kodeks etyczny, Bóg, etc.) - dlatego właśnie liczenie odbywa się
na patyczkach i na obrazkach (bo liczby nie istnieją). Dziecko modeluje swoje
zachowania nie dla zrozumienia zasad moralnych, ale na bazie emocjonalnej oraz obserwacji dorosłych
(zabawa w dom, wojnę, etc.).
IV etap (11+ rok życia) - stadium operacji symbolicznych, czyli formalnych.
Przełom klasy V-VI podstawówki. Dostępne stają się reprezentacje mentalne wszelkich pojęć
abstrakcyjnych oraz logika. Można wykonywać działania na liczbach, a wyniki stosować do rzeczywistego świata.
Od tego momentu można również uczyć się planowania, przewidywania ("Co by było, gdyby..."),
można zrozumieć zasady, rządzące relacjami między ludźmi. Można pojąć koncepcje etyki, religii.
Dziecko nie rozumuje w ten sposób jak dorosły. Brak porozumienia z dzieckiem nie wynika bynajmniej z jego złośliwości lub głupoty, ale tego,
że nie rozmawiamy z nim językiem, które byłoby zdolne zrozumieć. Traktujemy je jako
przedłuzenie siebie samego - dorosłego - zamiast jako osobną, odmienną od nas osobę. Należy dobierać środki
oddziaływania na dziecko do jego możliwości poznawczych, stosownych dla jego etapu rozwoju.
Ważne! Drodzy rodzice! Okres szkolny jest okresem bardzo intensywnego wykształcania się mocy poznawczych
i budowania strategii radzenia sobie i budowania kompetencji społecznych. Im szerszy i bogatszy wachlarz, a poszczególne strategie
są adaptacyjne i realistyczne, tym lepiej młody człowiek będzie sobie radził w dorosłym życiu.
Jednak, jeśli na tym etapie uzyska on nieograniczony dostęp do łatwej w osiągnięciu i nie
wymagającej wysiłku przyjemności (np. rozrywka na komputerze, albo nawyk masturbacji), to ten sposób
uzyskiwania efektu (doraźnego), zacznie być dla niego dominujący, hamując rozwój innych
sposobów uzyskiwania satysfakcji i ulgi (np. poprzez wykonanie zadania, uporania się z
trudnością, uzyskania pochwały od opiekunów, wyszlifowania cnoty charakteru). Por. hasło "Uzależnienie".
Jest to bowiem mechanizm uzależnienia psychicznego w klasycznej postaci. Jest on taki sam,
niezależnie od rodzaju środka uzależniającego, i szczegółowo opisany.
Niestety, do szkół wchodzą (za neo-marksistowską
ideologicznie rekomendacją WHO, a wraz z nią, UE) grupy edukatorów seksualnych, którzy
usiłują wyrobić w dzieciach (od 4 roku życia aż do końca szkoły) nawyk masturbacji (to niestety
nie jest żart - lecz współczesny, oficjalny (sic!) program edukacji seksualnej WHO). Usiłują również
obarczyć dzieci (delegować na nie) swobodę własnego określania swoich preferencji i eksperymentowania
ze swą tożsamością płciową. Kierowania się w życiu zasadą rozrywki i przyjemności, zamiast
korzystania z całej (wraz z decydowaniem, wstrzemięźliwością, wytrwałością), wielopoziomowej struktury
ludzkiego systemu motywacyjno-regulacyjnego. Poziom umysłowy, rozsądek powinien temperować popędy, inaczej
system motywacyjny ulega uszkodzeniu. Pokażcie dziecku przyjemność w bardzo silnej postaci,
wytwórzcie w nim nawyk sięgania po nią, a następnie powiedzcie mu: "Wybieraj rozsądnie" - ta deklaracja
jest skarjnie obłudna i fałszywa. Oczywiście, że tak wytrenowane w uleganiu przyjemności dziecko nie będzie
dokonywać żadnych wyborów - bo jego wartstwa kognitywna ze wstrzemięźliwoscią nie była wcale
wyćwiczona. Zgodnie z etapami rozwoju - nie była nawet dostępna, a uwarunkowanie się na przyjemność - owszem!
Więcej o konflikcie kompetencji z przyjemnością jest w tym artykule.
Krótko mówiąc, w okresie, w którym dziecko należy wdrażać w szczególnie wrażliwy okres
własnej pracy, nauki wytrwałości i samodyscypliny, rozwoju postaw etycznych i zdobywania kompetencji społecznych, proponuje mu
się coś konkurencyjnego, zmierzającego w zupełnie innym kierunku. Otrzymujemy osobę z
rozbudzoną jak u dorosłego seksualnością i postawą roszczeniową, a z umysłowością dziecka.
Oficjalnie, za autorytetem dorosłych, pozwala mu się na ucieczkę w przyjemność - ryzykując
tym samym wytworzenie życiowego kaleki. To będzie jedyny sposób jego późniejszego reagowania
na sytuacje stresowe i wymagające odpowiedzialności - zabawa, rozrywka, rozładowanie. Żadnego
wymagania od siebie, tylko roszczenia wobec innych - postawa egocentryczna, jak u czterolatka.
Przerażające jest to, że większość tych edukatorek seksualnych ukończyła psychologię i seksuologię, ale
nie rozumieją tych elementarnych faktów. Są bez wyjątku feministkami, czym chwalą się w
oficjalnych biogramach, a zatem ideolożkami marksizmu i rozsadnikami jego rewolucji seksualnej.
Prawdziwym celem tej perfidnej inżynierii
społecznej wcale nie jest bynajmniej dobro dzieci (jakkolwiek nie zadeklarują tego wprost), tylko wytworzenie masy młodych osób, którzy byliby
niezdolni do samodzielnego radzenia sobie, a w zamian zdawali się na dostarczycieli rozrywki oraz
środków do życia (państwo socjalistyczne, ściśle według założeń neo-marksizmu kulturowego). A zatem celem jest produkcja ludzi zdezorganizowanych,
i posłusznych władzy, bezideowych lecz roszczeniowych (słuchamy tego, kto rozdaje nam środki).
Proszę obejrzeć materiał wideo na ten sam temat.Drugi materiał, od 18m45s. [Zwiń]
Skutki aborcji
To trudny i nieszczęśliwy wybór kobiety, optującej, w jej przekonaniu, za mniejszym złem.
Brak ujemnych skutków psychicznych i społecznych aborcji jest cynicznym kłamstwem środowisk
zarabiających na aborcjach.
Liczne badania wykazały związek między aborcją a zwiększonym ryzykiem problemów psychologicznych,
w tym lęku, depresji, nadużywania substancji i podejmowania prób samobójczych.
Badanie z 2011 r. z British Journal of Psychiatry wykazało 81-proc. podwyższone ryzyko problemów ze zdrowiem psychicznym po aborcji.
Artykuł z 2008 roku zamieszczony w prestiżowym The Lancet również wskazywał na ryzyko aborcji dla zdrowia psychicznego i zalecał szersze udostępnienie
porad psychologicznych dla kobiet po aborcji.
Sprzyjające odpowiedzialnemu zachodzeniu w ciążę okazuje się uświadamianie dziewczętom, że chłopcy w ich wieku, w którym mają bardzo silny popęd, a
względnie niską samokontrolę, powodują się zupełnie innymi wartościami niż one. W tym wieku,
dziewczęta myślą już o stałym, dojrzałym związku z troską wzajemną o siebie. Podczas gdy chłopcy
kierują się głównie popędem seksualnym, cielesnością, wyglądem dziewczyny. Tak już jest. Ważne, żeby nastolatka
rozumiała, że jej chłopięcy rówieśnik jest znacznie słabiej od niej dojrzały psychologicznie, gotowy na przyjęcie
odpowiedzialności, wierności, rodzicielstwa. Warto jej o tym powiedzieć. Jest duża szansa, że na
myśl (lub informację) o dziecku będzie ją chciał opuścić i uciec, albo namówić ją do porzucenia
odpowiedzialności i usunięcia "problemu" (tak myśli) przemocą, tak samo jak on by to chciał zrobić.
Wynika to z różnicy w szybkości dojrzewania mentalnego i gotowości do wzięcia odpowiedzialności
za życie - własne i drugiej osoby.
Cierpienie można próbować tłumić albo wypierać, obracać się w środowisku przyzwalającym na aborcję,
lub bagatelizującym jej skutki - jednak kobieta musi mieć świadomość stałej
konsekwencji w postaci traumy, którą na siebie przyjmuje tym wyborem. To bardzo głęboka ingerencja i cios w samą naturę istnienia -
odebranie przyszłości przychodzącemu na świat człowiekowi, który ma prawo do poznawania świata i doswiadczania życia.
Kobiety, którym
przedstawiono alternatywę oraz które czują się zaopiekowane - spotkają kogoś, kto
pomoże im dokonać afirmacji ich życia oraz życia ich dzieci, a także
jeśli poza psychicznym, otrzymają też wsparcie materialne w ich nowej sytuacji - mają większe szanse oparcia się pokusie aborcji.
Na szczęście, powstał już szereg mechanizmów wsparcia kobiet w ciąży (zob. hasło powyżej).
Aborcja zdejmuje wszelką odpowiedzialność z ojca dziecka, czym przyczynia się do
narastania skali problemu - wzrostu zachowań nieodpowiedzialnych - zamiast ją
redukować. Jej efekty społeczne są więc sprzeczne nawet z feministycznymi hasłami.
PS. Natknąłem się w internecie na blog pewnego internauty amerykańskiego,
ateisty, który podał kapitalny argument przeciwko swobodzie aborcji, zwłaszcza, że
w ogóle nie oodnosi się on do kwestii (na osi sporu środowisk), czy płód
jest aktualnie człowiekiem, czy nie.
Otóż, blogger zwraca uwagę na fakt, iż w każdym prawodawstwie, ciężkość wykroczenia lub przestępstwa
wobec ofiary, ocenia się na podstawie stopnia, w jakim odebrana została jej
swoboda i przyszłość. Osoby okradzione tracą część swych możliwości (finansowych)
kształtowania swej przyszłości. Osoba pobita zostaje upośledzona czasowo w cieszeniu
się swobodą poruszania się i działania. Surowo karane jest trwałe uszkodzenie ciała
lub trwałe (skuteczne) zniszczenie czyjejś cennej własności, ponieważ ono w znacznym
stopniu upośledza szanse ofiary i jej możliwości w przyszłości. Zabójstwo, w najwyższym
stopniu odbierające ofierze przyszłość, jest karane najsurowiej.
Innymi słowy, blogger zauważył, iż ciężkość przestępstw jest uporządkowana rosnąco i
skorelowana ze stopniem, w jakim odbierają one przyszłość ofierze przestępstwa.
Bez względu na to, czy uznamy płód za istotę ludzką, niemożliwe jest
nie zgodzenie się z faktem, iż będzie on (mógłby zostać) w przyszłości człowiekiem.
Temu przyszłemu człowiekowi, poprzez aborcję, odbiera się fundamentalne prawo do posiadania
przyszłości. Naganność tego czynu dotyczy bowiem przyszłości tej istoty, a nie
teraźniejszości płodu. Karygodność ocenia się na podstawie przyszłości, a nie
stanu obecnego! I to na podstawie przyszłych jej możliwości, albo ich odebrania
osobie, powinno oceniać się dopuszczalność, a raczej karygodność, aborcji. Aborcja
bowiem całkowicie przekreśla zaistnienie osoby wraz z jej wszelkimi przyszłymi możliwościami.
Proszę zwrócić uwagę, że pobicie dziecka jest karane bardzo surowo, bez
względu na to, jakie umiejętności i wartość społeczną i intelektualną przedstawia
ono sobą w tej chwili. Wartość dziecka ocenia się jego potencjalną przyszłością.
Podobnie jak wartość człowieka, pogrążonego w śpiączce, ocenia się przez pryzmat jego
mozliwości po wybudzeniu się z niej, a nie teraźniejszych! Osobom w depresji
nie pomaga się dokonać samobójstwa, ponieważ mają one przed sobą potencjalnie
bogatą przyszłość, po ustaniu choroby i polepszeniu się okoliczności ich życia.
Należy
więc działać na rzecz poprawy bytu osób cierpiących i słabych, polepszenia ich szans,
a nie eliminacji tych osób ze względu na tymczasowy stan obecny. Stan obecny nie przesądza
o wartości osoby - lub przyszłej osoby!
[Zwiń]
Szczęście
Poniżej znajduje się link do tekstu, stanowiącego pierwszy szkic do artykułu z majowego (5/2019) wydania
pisma O Czym Lekarze Ci Nie Powiedzą.
Oto on.
[Zwiń]
Szkoła, nauka
Rolą szkoły jest wdrożenie dzieci i młodzieży do pracy - nad sobą oraz
zawodowej, społecznej, pożytecznej - a zatem do kultury. Celem samym w sobie nie jest ani samorozwój,
ani indywidualizm.
Praca nad sobą zakłada, że istnieje nadrzędna
moralność, pewien absolutny paradygmat tego, co dobre i co złe. Dobro należy
popierać, zło naprawiać. Nauczanie prowadzi ucznia do poczucia godności, prawości,
wspólnotowości. Dodatkowo, pragnąć wyuczyć młodzież zdolności do podjęcia relacji
w dorosłości,
należy ukierunkować ją na umiejętność sprostania i realizacji trzech aksjomatów Sternberga,
tj. postawy wierności, służby i empatii. Bez tych trzech sprawności relacje są szkodliwe,
upośledzające.
Wdrażanie do pracy oznacza
wytworzenie w uczniach myślenia abstrakcyjnego i inteligencji (matematyka), regularności,
samodyscypliny i satysfakcji z osiągnięć
intelektualnych i sprawczych, dumy wobec autorytetu.
Marksistowska metodologia (czyli obecny [2021] program nauczania), oparta na
samozadowoleniu i roszczeniowości, deprawuje
dzieci i ma na celu ich
osłabienie, rozbicie wewnętrzne, społeczne i antykulturę, zamiast nauczania.
[Zwiń]
Tożsamość - płciowa i każda inna
W paradygmacie Objawienia, a więc i moralności katolickiej, człowiek ma wartość niezależnie
od swoich uczynków. Czyny mogą być złe lub dobre, ale nie sprawiają zmiany istoty człowieka,
jego tożsamości - rozumianej ontologicznie, nie psychologicznie (to zapewne dlatego, pomimo
że grzeszymy, Jezus nas kocha i pragnie być z nami bez względu na nasze niewierności).
Nasza wartość jest "nie do zdarcia", zapewniona absolutnie i niezbywalnie.
Teraz, w systemie, w którym odrzuca się Boga (demokracja, marksizm) oraz pojęcie grzechu
(freudyzm), człowiek traci (w ocenie
twórców systemu i jego poddanych) swoją niezbywalną i gwarantowaną wartość. Czyny dobre i złe
stają się nierozróżnialne, a człowieka zaczyna określać jego uczynek - to, co robi, nadaje mu
tożsamość, bowiem nie ma jej danej z góry. Stąd biorą się tożsamości płciowe i "pewnik" marksistowski,
że o tożsamości człowieka przesądza jego zachowanie (np. człowiek staje się gejem, albo
kobietą) i każda z form jego nowej tożsamości jest równocenna. A nie - zgodna lub niezgodna
z prawdą o nim (czyli dobra-budująca lub grzeszna-zatracająca). Marksizm to świat bez prawdy (tj., w którym prawda zostaje odrzucona, jako
nieistniejąca).
W systemach bez Boga - bez prawa naturalnego - to czyny determinują tożsamość człowieka.
Człowiek zatraca swoją naturalną tożsamość, a definiują go jego grzechy, jego transgresje.
Ludzie, otruci marksizmem, boją się, że Kościół zabiera im ich tożsamość, dlatego pałają do
niego nienawiścią. Oczywiście, są jedynie narzędziami systemu, który ich rękami chce
rozmontować (zdekonstruować krytycznie) kulturę, czyli samo-odtwarzanie się cywilizacji życia.
[Zwiń]
Tranzycje
Gdy czujemy sie nieszczęśliwi z jakimś elementem rzeczywistości (np. relacją, pracą, płcią),
to wcale nie oznacza, że jeśli to coś zmienimy na inne, będziemy czuli się szczęśliwsi.
Możemy bowiem być równie nieszczęśliwi, albo jeszcze bardziej nieszczęśliwi - bo
do dotychczasowych przyczyn dołożą się nowe. Ta ostatnia sytuacja jest najbardziej
prawdopodobna w przypadku tranzycji - "zmiany" płci, jak pokazują to masowo badania
statystyczne. Dochodzi do trwałej depresji, prób samobójczych na tle zmiany płci,
niegojących się blizn na ciele i do uzależnienia od hormonów. Operacje są nieodwracalne w skutkach.
Przez tranzycję zmieniamy swoją dotychczasową tożsamość płciową, która nam uwiera (odcinając się od niej, od narastających aż do
tej pory przez całe życie i akumulowanych doświadczeń, nieuchronnie związanych z dotychczasową płcią), zmieniamy ją
na brak dotychczasowej tożsamości, a nie na inną - bo nie mamy żadnej innej w zapasie, w zamian za obecną,
którą odrzucamy! Tego braku nie uzupełnią żadne hormony ani zabiegi chirurgiczne. Jest to podstawowa teza psychologii
w paradygmacie salutogenetycznym [zob.]: pozbycie się (wyparcie?) negatywnych przeżyć wcale nie zapewnia pozytywnych przeżyć. Nieszczęścia nieakceptowania
swojej płci nie zamieniamy automatycznie na szczęście, tylko w najlepszym razie na pozorny brak nieszczęścia - nie staniesz się
od tego działania automatycznie szczęśliwy(a), bo nie wykonałeś(aś) żadnej pracy nad sobą, polegającej na zaakceptowaniu
siebie (wówczas cała tranzycja okazałaby się zapewne niepotrzebna!) i uchyliwszy się od niej za pomocą operacji i chemii.
Nadal nie będziesz akceptować siebie, tyle że w nieznanym sobie - z całego życiowego doświadczenia - ciele. Będzie ci
zatem trudniej, a nie łatwiej, poradzić sobie ze sobą.
Płci nie sposób sobie wybrać - jest ona zadana jednoznacznie od najmłodszego stadium rozwojowego, jak uczy
nauka psychologii rozwoju. Dostosowanie płci może mieć miejsce wyłącznie w przypadku choroby
zaburzenia identyfikacji płciowej, która z lewicową teorią gender i płci społecznej nie ma
w ogóle nic wspólnego. Wielokrotnie częściej mamy do czynienia z problemem braku zdrowej akceptacji swojej płci,
patologiami rozbitych rodzin (braku zdrowego wzorca i oparcia w męskości w domu) oraz nieakceptowania zmian rozwojowych w okresie
dojrzewania - a zatem z deficytami na polu samooceny - niż z zaburzeniem natury płciowej.
Zalecana jest psychoterapia u uczciwego psychologa zamiast operacji chemiczno-chirurgicznej, na której zależy biznesowi.
Na promowaniu tranzycji bardzo zależy biznesowi medycznemu (zwłaszcza blokery hormonów
są kosztowne), a potencjalne ofiary, na których żeruje - wrażliwe nastolatki - nie potrafią się bronić
i przeciwstawić, gdy słyszą o cudownym leku na ich wszystkie problemy z nieakceptowaniem
zmian dojrzewania. Zamiast trudnego procesu polubienia siebie i pracy psychologicznej i duchowej,
oferuje im się rzekomą, automatyczną ucieczkę od problemu.
Tak jak powiedzieliśmy, tranzycja doprowadza (jak wynika z badań
statystycznych i samoopisu osób, które się jej poddały oraz z analizy pozwów, składanych
przeciwko klinikom) do znacznego pogorszenia się samooceny i jeszcze głębszego
nieakceptowania siebie. Skutek jest zwykle odwrotny od zamierzonego.
Obecnie na świecie masowo odchodzi się od udzielania młodym prawa do tranzycji, rządy
krajów widzą skalę depresji oraz prób samobójczych i zakazują tej procedury - zarówno
na poziomie chemicznym, jak i chirurgicznym. Tranzycja młodzieży została już zakazana
prawnie w 16 stanach USA (stan z sierpnia 2023r.), w Wielkiej Brytanii, Francji, Finlandii
oraz w postępowej Szwecji! Nasza rodzima lewica jest oczywiście zacofana i obecnie
przeżywa entuzjastyczny zachwyt gender i tranzycją, z której świat już się wycofuje,
widząc jej opłakane skutki w swoich populacjach młodzieży.
[Zwiń]
Ukryte (utajone) teorie osobowości
Ukryte, czyli utajone (tzw. naiwne) teorie osobowości, to temat
dotyczący percepcji społecznej (zob. to hasło). Tworzone są przez każdego
człowieka w celu skutecznej i sensownej interakcji z innymi osobami, o których nie
mamy pełnej wiedzy (wszak nie mamy jej nawet o sobie!). Musimy zdawać się na pewne
założenia, intuicyjne uproszczenia. Obejmujemy nimi zarówno pojedyncze osoby, jak
i grupy społeczne.
Zapraszamy do obejrzenia prezentacji, która stanowiła bazę ogólnodostępnego wykładu,
prowadzonego parokrotnie przez Strefę (kopiowanie tylko za zgodą autora). [Zwiń]
Uwaga
"Każdy wie, co to jest uwaga: jest to posiadanie przez umysł w jasnej i żywej
postaci jednego z wielu jednocześnie ujmowanych przedmiotów lub ciągów
myśli"(William James).
Uwaga, w ujęciu Edwarda Nęcki, jest systemem redukcji nadmiaru informacji.
Dotyczy ona zarówno informacji zmysłowej (boźdźców), jak i reprezentacji mentalnych
(pamięci, myśli, etc.).
Pozwala nam efektywnie skupić się na procesowaniu pewnej porcji informacji
(znajdujących się w polu uwagi) oraz umożliwia kojarzenie w procesie
rozumowania i pamięci - tj. wyróżniania tych informacji,
które się jej tyczą i mają bezpośredni związek z zawartością pola uwagi.
Wyróżnia się następujące atrybuty uwagi:
selektywność;
czujność (skupienie);
przeszukiwanie pola uwagi;
przerzutność;
kontrola czynności jednoczesnych / odporność na dystraktory.
Czujność, czyli napięcie uwagi, jest bardzo istotne zwłaszcza w sytuacjach,
w których nie wolno nam popełnić błędu drugiego rodzaju (przepuszczenia
torby z bombą na lotnisku przez kontrolę bagażu), jesli nie chcemy przy tym paraliżować
sobie pracy błędami pierwszego rodzaju - procesowaniem bagaży bardzo powoli, ze
strachu, że każdy z nich zawiera bombę. Sytuacje, w których należy podtrzymywać uwagę,
są wyczerpujące dla umysłu, a więc kosztowne energetycznie. Niedostateczny komfort
jest tu równie niebezpieczny, co nadmierny (ciepło, względna cisza w szoferce podczas
długiej trasy).
Selektywność (wybiórczość) uwagi, czyli zdolność do wyboru danej informacji
spośród wielu o podobnym znaczneiu, bierze się z faktu, iż informacje docierające
do nas nie są przez umyśł procesowane liniowo. Przeciwnie, na pewnym, wstępnym
etapie, są akceptowane wszystkie, a nastepnie przechodzą przez filtr uwagowy,
który dokonuje selekcji tej informacji, która będzie procesowana głębiej i dalej.
Wiąże się z tym "efekt Cocktail-Party", błędnie kojarzony z przerzutnością uwagi.
Polega on na selektywności. Każda osoba przy drinkach wybiera sobie partnera do rozmowy
i rozmawia właśnie z nim, w tłumie wielu innych mówiących wokół osób. Kiedy skupi
się na rozmowie innej pary, wówczas traci skupienie za tym, co mówi do niej jej partner.
Pokonywanie dystraktorów, czyli szumów tła, jest jedną z czynności, której musimy poświęcać część
zasoby uwagi.
Informacje z pola uwagi, które nie są procesowane, stają się tłem do figury
objętej uwagą (zob. hasło "Gestalt"). Podobieństwo i krzykliwość tła powoduje
dystrakcję (konieczność wzmożenia czujności - skupienia uwagi na figurze. Uwaga charakteryzuje
się pewnym, skończonym zasobem (pojemnością), każdy dystraktor odejmuje część zasobów
i procesowanie informacji zachodzi ciężej i wolniej. Wymagane czasem jest wsparcie ze
strony pętli fonologicznej - powtarzania sobie informacji w pamięci roboczej, aby nie uleciała.
Nieszczelność filtru uwagi w odniesieniu do myślenia i pamięci, zdaje się być
podstawą wielu zaburzeń schizotypowych i schizofrenii - następuje
bowiem wówczas chaos (co do rodzaju) i natłok (co do liczby) myśli.
Kontrola czynności jednoczesnych, czyli tzw. podzielność uwagi, również rządzi się
zasadą wspólnej puli zasobów uwagowych, które rozdzielamy pomiędzy kilka zajęć. Dużo łatwiej jest wtedy, gdy dwie czynności, wykonywane jednocześnie,
należą do różnych modalności zmysłowych (np. słuch i wzrok), albo gdy jedna z nich
jest już dobrze wyuczona, w ramach pamięci proceduralnej (mechaniczna czynność).
Z racji na ograniczoną zdolność do podzielności uwagi, należy zrezygnować z używania
łącznośći komórkowej podczas prowadzenia pojazdu. Wbrew intencjom twórcy kodeksu, to nie
konieczność trzymania słuchawki w ręku, ale właśnie zużycie zasobów uwagi - występujące
jednakowo przy użyciu zestawów głośnomówiących - jest główną przyczyną niebezpieczeństwa.
Co do przeszukiwania pola uwagi (ppu), to bardzo wiele modeli myślenia i zachowania
człowieka koncentruje się na reaktywnej, biernej naturze mechanizmów reagowania:
reakcji na bodźce (behawioryzm), na napięcia wewnętrzne (psychodynamika), na przekonania
(nastawienia percepcyjne). Tymczasem umysł ludzki jest z natury rzeczy aktywny, samodzielnie
przeszukuje informacje i poszukuje bodźców, w dodatku dokonując ich selekcji ze względu
na przydatność dla osiagnięcia swych założonych celów (samoaktualizacja).
Ppu może być dwojakiego rodzaju: ekstensywne, tj. płytkie i ogólne,
oagrniające duży obszar pola uwagi - i takie właśnie działanie leży u podstaw procesów
twórczych człowieka. Oraz ppu intensywne, czyli skupione na konkretnym
celu - głębokie, lecz operujące na wąskim obszarze pola uwagi.
W przeciwieństwie do przerzutności uwagi, ppu służy poszukiwaniu informacji
potrzebnych do rozwiązania danego problemu (życiowego, naukowego). Ma za cel pojedynczy wątek
i służy tzw. ukierunkowaniu procesów poznawczych. Utrzymujemy wówczas w
pamięci cel oraz główne poszukiwane dane, zaś uwaga przeszukuje otoczenie
oraz pamięć roboczą - uzupełnianą przez procesy pamięciowe z pamięci trwałej -
w celu dopasowania szukanych informacji. Rozumowanie
daje nam dane i zależności między nimi, a uwaga sprawdza ich dostępność.
Deficyty uwagowe bywają temperamentalne, zależą bowiem od charakterystyki czasowej (np. wytrwałość) i
pobudzeniowej (energetycznej), z jaką reagujemy na bodźce. Ale są one również nabyte,
np. poprzez złe nawyki - brak treningu w skupieniu, niewyćwiczonej za młodu cierpliwości.
Oraz otaczanie się dystraktorami - brak higieny w doborze i korzystaniu ze środowiska i rozrywek,
brak medytacji, zatrzymania się. Lub próba ucieczki od swojego skrzywdzonego JA i nie
przepracowane wewnętrzne konflikty. W
sytuacji, w której wewnętrzny lub zewnętrzny natłok bodźców i zdarzeń wprowadza uczucie
rozdrażnienia, nieradzenia sobie, osaczenia, może nawet wytworzyć się nerwica lub depresja.
Szkodliwe rozwiązania "na skróty" (używki, środki psychoaktywne, wyłączająca myślenie rozrywka) będą nas kusiły ze zdwojoną siłą.
Z tego oraz innych powodów, warto przypomnieć o specjalnych kursach uważności - inaczej mindfulness
oraz terapiii poznawczej skoncentrowanej na uważności (MBCT).
A wraz z nimi, o różnych technikach ćwiczeń oddechowych (np. oddychanie "po kwadracie",
trening Oosta i in.), oraz medytacji (jak choćby - zanurzona w duchowości chrześcijańskiej, self-centering prayer lub
medytacja ignacjańska). Powrót do świadomego i kontrolowanego przeżywania swoich myśli, uczuć
i swego ciała jest niezbędnym elementem powrotu do równowagi w usiłującym wyprowadzać nas z niej
świecie.
[Zwiń]
Uzależnienie
Uwaga. W artykule ograniczymy się do opisu tylko niektórych elementów tego zjawiska,
nie jest to całościowy, kompletny wykład.
Mechanizm uzależnienia, zgodnie z modelem bio-psycho-społecznym,
przebiega jednocześnie na kilku płaszczyznach, a nie jedynie biologicznej.
Biologicznie rzecz ujmując, dochodzi do habituacji na substancję
uzależniającą, czyli takie uwarunkowanie organizmu, przy którym jej doraźny, kojący efekt
ustawicznie słabnie (potrzeba coraz większych/częstszych dawek). Zaś naturalne
czynności organizmu uwarunkowują się na współ-działanie i współ-występowanie z
efektami szkodliwej substancji, a zatem przy jej deprywacji (odstawieniu) funkcjonują w nienaturalny sposób
(syndrom odstawienniczy, czyli abstynencki) - osoba uzależniona musi dostarczać
truciznę do organizmu, aby móc "normalnie" funkcjonować.
To jednak nie tłumaczy,
dlaczego osoba tak chętnie się uzależnia i uzależnienie przychodzi tak podstępnie.
Wpływ społeczny, czyli środowiska, które podtrzymuje w nałogu, jest także bardzo istotny,
lecz nie tłumaczy siły i uporczywości uzależnienia.
Wyjaśnieniem jest uzależnienie psychiczne. Występuje ono nawet w wypadku
tych źródeł uzależnienia, które nie pozostawiają obcego, "chemicznego śladu" w organizmie
(brak trucizny jako czynnika biologicznego) - hazard, gry komputerowe, seks.
Wiedzę o mechanice uzal. psych. ugruntował na początku XX w. amerykański fizjolog,
Elvin M. Jellinek. Ogólnie przyjęty jest również model poznawczych konsekwencji
uzależnienia oraz jego psychoterapii, pochodzący od Jerzego Mellibrudy.
Uzależnienie psychiczne opiera się na zasadzie konkurencyjności procesów, dzięki którym
uzyskujemy ulgę lub przyjemność. Proces, który dostarcza przyjemności doraźnie i szybko,
a w dodatku jest łatwy w osiągnięciu (nie trzeba się przy nim napracować, aby go uruchomić),
staje się dominującym kanałem czerpania owej przyjemności. Inne sposoby radzenia sobie
zaczynają być zarzucane, gdyż jawią się jako mniej skuteczne i bardziej kosztowne.
Zachodzi warunkowanie na ten wybrany sposób dostarczania przyjemności bądź odreagowywania
(pamiętajmy, że warunkowanie zachodzi na efektach doraźnych, natychmiastowych, a słabo
dotyczy efektów odroczonych, długofalowych - nawet intelektualnie uświadomionych).
Kurczy się wachlarz naszych strategii - inne sposoby radzenia sobie z problemami ulegają
daleko posuniętej degradacji, bo są nie trenowane, nie praktykowane. Przykładowo, alkoholików
trzeba w ramach terapii uczyć m.in. elementarnego planowania sobie czynności dnia i
systematyczności.
Psychicznie, osoba uzależniona ciągle dba o pozytywny obraz siebie ("W każdej chwili
moge przestać"), o spójną narrację dot. jej życia i o obronną interpretację jej zachowań
("Piję bo muszę"). Iluzja zaprzeczania posuwa się u uzależnionych bardzo daleko, nawet
wobec oczywistych faktów. Intelektualne rozumienie uzależnienia nie chroni przed
nim, ponieważ zachodzi ono na płaszczyźnie behawioralnej, warunkowania nawyków.
W okresie szkolnym, żywiołowo rozwija się kora przedczołowa u młodych ludzi oraz intensywnie
opanowywane są nowe strategie radzenia sobie i sposoby na życie, coraz bardziej złożone i subtelne.
Podanie w tym czasie czynnika uzależniającego, a tym samym upośledzenie rozwoju akurat wtedy, jest wielokrotnie
bardziej zabójcze dla tego procesu i późniejszych konsekwencji. Dzieciństwo i adolescencja to wiek, w którym umysł
w sposób lawinowy przyswaja sobie strategie. Równie mocno może sobie przyswoić na ich miejsce
konkurencyjne, pozorne rozwiązanie, związane z nałogiem.
Z tego powodu absolutnie zabrania się używania alkoholu (i wszelkich innych substancji
psychoaktywnych) przez młodzież - wbrew ich własnemu
poczuciu kontroli lub posiadania bezpiecznego marginesu odporności, w tym okresie życia uzależnienie moze zajść niemal błyskawicznie i praktycznie
nigdy się nie cofnie. Za to się płaci, i to przez całe życie.
Kultywowanie nałogu prowadzi do upośledzenia wachlarza strategii radzenia sobie w
dorosłym życiu, zgodnie z przedstawioną wyżej mechaniką procesu uzależnienia. Wprowadza
niezdolność (to nie jest niechęć - lecz bezsilność!) do uzyskiwania satysfakcji z osiągnięć,
zadowolenia z pochwały dorosłych autorytetów, oraz wstręt do podejmowania trudu samodyscypliny,
samodoskonalenia. Uzyskiwanie przyjemnośći w drodze nałogu prowadzi do upośledzenia tych
wszystkich pozostałych, zdrowych i adaptacyjnych, sposobów odreagowywania i radzenia sobie z życiem.
[Zwiń]
W jakich związkach kobiety czują się najszczęśliwsze?
Na podstawie badań par z 11 krajów świata (obie Ameryki, Europa, Australia)
w roku 2019 [link tutaj], Instytut Badań Rodziny (IFS) z Wirginii w USA wskazuje na znaczące i
silne różnice pomiędzy satysfakcją w małżeństwie a związku partnerskim, nieformalnym, a
także kobiet religijnych a ateistek.
Wyniki badań jednoznacznie wskazały, że kobiety znajdujące się w trwałym związku
przypieczętowanym małżeństwem, a także te religijne i praktykujące, są znacznie
szczęśliwsze od pozostałych kobiet żyjących w parach. Szczególnie warto odnotować
znacznie wyższą satysfakcję z miłości cielesnej w takich relacjach (sic!).
Oznacza to, że robiąc "tak, jak każdy", tj. żyjąc na kocią łapę i bez ślubu, ludzie odbierają
sobie większość przyjemności z tego związku i narażają się dobrowolnie na deficyty
satysfakcji z życia w parze i poczucia jego sensu. Zauważmy, że seks sprawia
większą przyjemność wtedy, kiedy jest ograniczony do małżeństwa, czyli tak, jak
sugeruje tradycyjne wychowanie i kanony wiary. Pozwala to zbudować monolityczny,
spójny obraz swojej ludzkiej godności.
Badanie pokazało również, że nie korelują ze sobą - nie mają związku - przypadki
przemocy domowej, a forma relacji w parze. Tym samym, obalone zostaje podstawowe
feministyczne kłamstwo,
że to tradycyjne małżeństwo i rodzina, wspierana przez Kościół, jest źródłem
zagrożenia dla kobiety i jej nietykalności cielesnej. Podobne kłamstwo znalazło
się w podpisanej przez Polskę Konwencji Stambulskiej dot. rodzin.
[Zwiń]
Weganizm (Vegan)
Coraz bardziej "trendy", styl odżywiania się
pokaźnej (eksponowanej) grupy osób. Ranga, jaką mu się nadaje, zwłaszcza wśród ludzi
młodych, tłumaczy zainteresowanie tematem psychologów i socjologów (oraz dietetyków).
Weganizm buduje silne poczucie odnowy i odmiany, a przynajmniej jest to po nim oczekiwane.
Stylu żywieniowego nie należy mylić ze stylem bycia, z filozofią życiową lub
religijną - jakkolwiek istnieją takie prądy intelektualne, w których te dyscypliny
występują w jednej, wspólnej wiązce. Weganizm usiłuje umiejscowić się jako forpoczta transhumanizmu neomarksistowskiego,
kochania przyrody i plantey bardziej niż ludzi i kosztem (wymagającej) miłości do ludzi. Warto (na wszelki wypadek) zwrócić uwagę na pewien powszechny błąd
indukcyjny w percepcji:
Jeśli mądrzy i szlachetni ludzie przechodzą na weganizm,
to jeszcze nie oznacza, że przejście na weganizm czyni mądrym i szlachetnym.
Należy uważać, aby weganizm nie stał się
celem samym w sobie, kalką, czyli figurą, według której porządkujemy i
oceniamy inne aspekty naszego codziennego życia - oraz osądzamy innych ludzi i zwierzęta.
Weganizm nie powinien urastać do rangi, która nadawałaby mu prawo do oceniania innych
dziedzin życia oraz innych istot. Każda ideologia, która rości sobie taką pretensję,
powinna być ograniczana w swoich przejawach. Także zdrowie ma swoje granice.
To, co jest dobre dla nas, wcale nie musi być dobre dla innej osoby. Żądając
tolerancji jako weganin/ weganka, musimy ją również bezwzględnie okazywać tym,
którzy nimi nie są.
Tak samo jak nie chcemy, aby ktoś nam narzucał, co jest słuszne a co nie, my
również musimy wystrzegać się narzucania tego innym - a zwłaszcza tym, którzy są
na nas zdani.
Ważne! Np. układ trawienny kota jest bardzo oszczędny i wyspecjalizowany -
zbudowany jest wyłącznie do trawienia i przyswajania białka zwierzęcego. Weterynarze
stawiają sprawę jasno - nie wolno dawać kotu karmy kaszowej (takiej jak dla psa),
ani wegetariańskiej. Nie wierzysz mi? Idź do weta i spytaj go, skoro masz na celu dobro
Twojego zwierzaka. Biologia kota jest odmienna od ludzkiej, nie wolno ich traktować
tak samo. Gdy to robisz, doprowadzasz do chorób jego narządów oraz przewczesnej śmierci.
Powtórzę, aby była pełna jasność: albo ufamy wiedzy weterynarzy, albo ideologii! Nie krzywdź zwierzęcia, zmuszając je do poddawania się temu, czego Ty chcesz,
a nie do czego jest stworzony jego organizm. To co jest - być może - dobre dla Ciebie,
wcale nie musi być dobre dla innych. Narzucanie bezbronnemu twoich poglądów - to samo w
sobie jest czymś głęboko okrutnym.
[Zwiń]
Wolność wyboru
Pyszny, oświeceniowy umysł chce być dla siebie jedynym kryterium prawdy, nie ścierpi
żadnej prawdy objawionej, nadanej przez Boga. Wolność wyboru ma być absolutna i niekwestionowana.
Nie może być więc jednej, niepodważalnej prawdy, która ocenia ludzki wybór, która osądza człowieka. Wszystko musi być zjednane, równoważne i równocenne - opinie
mądrych i głupich, wszystkie religie są równie dobre, płcie sa wymieszane i zamienne, a moralnośc jest opcjonalna.
W oświeceniowym pogaństwie panuje terror równości, bo równość jest pochodną pychy, nie znoszącej autorytetów i hierarchii wartości.
Podczas gdy w rzeczywistości, wybór zła nie jest wolnym wyborem, bo prowadzi do zniewolenia
(do ograniczenia wolności). Wolnym wyborem jest tylko wybór dobra. Dobro istnieje poza
życzeniami i teoriami człowieka, i jako takie, ze swej natury osądza (moralnie) każdy nasz wybór i czyn.
Sam w sobie, wybór
nie stanowi o wolności. Wolność, naruszająca wolność drugiego człowieka, nie jest wolnością,
tylko tyranią. Ci, którzy mówią "Mam wybór", "Moja wolność", nader często mają na myśli
"Chcę pozbawić wyboru innych", "Chcę uciszyć tych, którzy mnie [słusznie] osądzają".
[Zwiń]
Wstrzemięźliwość - słowo budzące przerażenie
Wstrzemięźliwość (zdolność do odmawiania sobie przyjemności albo korzyści w imię wyższego dobra) jest normalnym i koniecznym do opanowania elementem dorosłego życia. Im szybciej
młody człwoiek opanuje wstrzemięźliwość, tym lepiej dla niego. Już dzieci uczą się postaw cierpliwości
i poprzestawania z zadowoleniem na tym, co mają i co dostały.
Współczesny przekaz, wzmacniany zalewem seksualizacji (na tym zbija się pieniądze) i popularnością wyjątkowo
nieudolnych w odmawianiu sobie czegokolwiek celebrytów, buduje fałszywy obraz konieczności
niepohamowanego używania, np. niezbędności uprawiania seksu. Jest to nieprawda, stworzona na potrzeby
freudomarksizmu (zob.) przez nałogowego zboczeńca, W. Reicha. Odkrycie antykoncepcji, a
także aborcji, jest konsekwencją całkowitego zarzucenia panowania nad swoimi zachciankami i pilnego
pragnienia wyzbycia się odpowiedzialności za swoje własne decyzje. A zatem stanowi treść marksistowskiego
postulatu o wolności bez ponoszenia jej kosztów (zrzucania ich na inną istotę ludzką).
Jest to również
konsekwencja oświeceniowej absolutyzacji wyboru, który miałby jakoby być świętością sam w sobie, absolutnie uwolnioną
od oceny moralnej - cokolwiek wybiorę, jest dobre. To ja decyduję o tym, co ma być uważane za dobro! Nikt nie ma prawa osądzać moich wyborów, ani mówić mi i
przypominać o ich konsekwencjach, o związku przyczynowo-skutkowym, bo inaczej nie będę wolny(a) w swoim wyborze.
A on jest nadrzędną, naczelną wartością każdego neopoganina (zob. hasło: Wolność wyboru. Stąd hasło feministek: "aborcja jest OK".
[Zwiń]
Zdrada
Pojęcie zdrady, choć szerokie, pojawia się w kontekście psychoterapii par.
Zdrada, czyli niewierność, polega na wyprowadzeniu realizacji niektórych swoich
potrzeb intelektualnych, emocjonalnych lub cielesnych - tych, które przynależą do
związku dwojga osób - poza ten związek. Realizacja swoich potrzeb bez zwrócenia się
wpierw ku swemu partnerowi w celu ich realizacji (lub wspólnemu doprowadzeniu do możliwości
ich realizacji), jest aktem niewierności. Zdrada z definicji zakłada niewiedzę i
brak zgody drugiej osoby na działania osoby zdradzającej. I właśnie utrzymywanie
swoich potrzeb w tajemnicy lub brak komunikacji, umożliwiającej przekazanie swej potrzeby
drugiej osobie, leży na głównej osi niewierności.
Zgodnie z definicją miłości (por. hasło "Emocje"), zdrada stanowi
dysfunkcję miłości. Niewierność jest poważnym problemem, pozostawiającym głębokie i
długotrwałe rany na psychice obojga partnerów oraz ich dzieci. Zdrada ma wyraźnie zdefiniowanego sprawcę oraz jej ofiarę (ofiary).
Od strony sprawcy, jest to rodzaj życia w kłamstwie, wyraz braku odpowiedzialności
za własne decyzje i potrzeba usprawiedliwiania się przed sobą. W wypadku obojga partnerów
- brak umiejętności i woli komunikacji w związku.
Należy pamiętać, że osoba zdradzająca ponosi odpowiedzialność
za taką a nie inną ekspresję jej frustracji, a zatem nic nie tłumaczy zdrady (może
natomiast ją wyjaśniać, prowadzić do identyfikacji źródeł problemu w związku).
Należy pamiętać, iż zgodnie z udowodnioną teorią z obszaru psychologii emocji i motywacji,
po dokonaniu każdego trwałego wyboru, zawsze żałujemy nie wybrania tych opcji
(np. tych kandydatek), których nie wybraliśmy. Jest to naturalny mechanizm, który
nie przedstawia realnej oceny naszego związku (naiwnym partnerom może się wydawać, że
"powinni byli wybrać tę inną osobę" i "z kimś innym byłoby lepiej". Nie byłoby!). Jest to najczęściej złudzenie. Należy również
zauważyć, że relacja - zwłaszcza małżeńska i taka w której pojawiają się dzieci -
może być niezwykle cenna i satysfakcjonująca sama z siebie i nie należy łatwo ulegać zniechęceniu.
Jest bardzo cennym zasobem w procesie radzenia sobie, a w myśl nauki społecznej
Kościoła (zob. hasło), rodzina stanowi kardynalną wartość społeczną, będąc przy tym -
życiowym powołaniem człowieka, prowadzącym do jego samoaktualizacji (wzrostu człowieczeństwa).
O związek taki warto walczyć, zaangażować obie strony w to, co jest dla nich wspólną
wartością. W wypadku zdrady, uderza ona nie tylko w partnera, ale i w całą rodzinę.
Psychoterapia par, poza uleczeniem poważnego zranienia jakim była niewierność (co
wymaga autentycznej skruchy i woli zmiany myślenia sprawcy wobec ofiary oraz długotrwałego procesu
odzyskiwania do siebie zaufania "na kredyt"), ma na celu również przywrócenie
i usprawnienie komunikacji między partnerami. Jak wspomniano wyżej, defekty w
komunikacji - wyrażania i wysłuchiwania swych potrzeb - leżą u źródła niewierności.
Jeśli współ-poszkodowana jest cała rodzina, wówczas można szukać naprawy i wsparcia
w ramach pscyhoterapii systemowej, która zakłada współoddziaływanie na siebie
wszystkich członków rodziny i wytwarzanie się w niej pewnego stanu równowagi (także
równowagi napięć).
PS. Ruch feministyczny i LGBT został stworzony w ramach marksizmu kontr-kulturowego,
m.in. w celu dekonstrukcji wartości rodziny i wierności, oraz dialektycznemu przeinaczeniu
jej znaczenia i sensu - kładąc nacisk na swobodną ekspresję, nieskrępowaną przyjemność
oraz samookreślanie siebie (tj. w oderwaniu od innych). Wśród jego haseł odnajdziemy promocję
związków nieformalnych (które łatwo opuścić) oraz swobodę unicestwiania "niechcianych",
albo "gorszych" (obarczonych chorobą) dzieci przed ich urodzeniem.
Według Marksa("Manuskrypty Paryskie"), tylko uwolnienie
się od reguł społecznych i anarchizacja relacji prowadzi do powrotu do pierwotnej
szczęśliwości, opartej na przyjemności seksualnej. Por. hasło psychodynamika.
Przypomnijmy, że każda czynność płciowa, która nie spełnia poniższych trzech aksjomatów
łącznie, jest według naukowej psychologii (ściśle: seksuologii) parafilią, czyli
zaburzeniem preferencji seksualnych. Zdrowa relacja seksualna nakierowana jest na:
Prokreację - przyjęcie jej do wiadomości i akceptację;
Rozładowanie napięcia erotycznego, przyjemność;
Rozbudowę relacji i zaangażowania w partnera.
[Zwiń]
Zdrowie
Współcześnie obowiązująca definicja zdrowia WHO, przyjęta przez APA i inne instytucje,
utożsamia stan braku zdrowia z odczuwanym subiektywnym złym samopoczuciem pacjenta.
Jest to definicja bezużyteczna, a nawet szkodliwa. Głównymi jej błędami są:
Uzależnienie występowania choroby lub zdrowia od chwilowego, subiektywnego samopoczucia (płynność kryterium, osoba może być na przemian zdrowa i chora, pomimo trwania przyczyn choroby);
Nie uwzględnianie dobrego samopoczucia jako efektu, czyli skutku patologii (np. w zaburzeniu
schizoafektywnym, pacjent stara się samemu wyindukować, wywołać epizod maniakalny, ponieważ
podczas niego ma on przyjemne, subiektywne odczucia przypływu energii, mocy,
sprawczości i entuzjazmu. W rzeczywistości, to, co wtedy odczuwa, jest przejawem niszczącej
jego organizm i umysł choroby). Według definicji WHO, pacjent z epizodem maniakalnym jest wzorem zdrowia!
Dawniejsza definicja WHO zdrowia była jeszcze gorsza, bowiem umiejscawiała zdrowie w
stanie idealnym, który nigdy nie jest osiągalny. Innymi słowy, wszyscy ludzie na Ziemi
według tamtej definicji zawsze pozostawali chorzy. To uzmysławia nam, ażeby z dużą rezerwą
przyjmować "ustalenia" i produkty normatywne międzynarodowych organizacji o szumnie brzmiących nazwach (WHO = Światowa
Organizacja Zdrowia).
Obecnie obowiązująca definicja zdrowia niesie w sobie duże zagrożenie natury merytorycznej.
Wyobraźmy sobie jak daleko idą konsekwencje tak przyjętej definicji. Weźmy na przykład małżeństwo, które
przeżywa duże trudności w swej relacji. Czyż łatwe i względnie bezbolesne rozejście się obojga nie byłoby
dla nich ulgą, zdjęciem z ich barków ciężaru? Jeśli terapia par nakierowana jest na niesienie ulgi, na owo
defeinicyjne pozytywne samopoczucie, to
terapeucie (a także małżonkom) może przyjść do głowy, że właśnie rozwód jest najlepszym, najekonomiczniejszym i najszczęśliwszym
rozwiązaniem, który wymaga od obojga podjęcia minimum trudu i ciężkiej walki. Tymczasem to trud i wysiłek,
podjęcie swojego ślubowania jest tutaj dobrem, a zerwanie relacji jest wielkim złem. Definicja WHO bowiem
kieruje się subiektywną ulgą i satysfakcją, a nie dobrem ludzi! Dobro kosztuje, czasem ogromny, stały,
wieloletni wysiłek - dopiero wtedy kiełkuje i wzrasta. To wszystko odbywa się kosztem subiektywnego
uczucia ulgi, bowiem żadna praca terapeutyczna nie jest łatwa i przyjemna! Skutki są dobre, ale narzędzia
są męczące i stanowią stresor. Uciekanie od stresu i złego samopoczucia stanowi w zasadzie zaprzeczenie
sensu i możliwości podjęcia jakiejkolwiek terapii. Zmienia się ona w koncert życzeń - cokolwiek jest dla
Klienta przyjemniejsze i łatwiejsze, do tego go mamy kierować? To jest zabijanie wnętrza człowieka, a nie
leczenie!
Każdy zgodzi się, że zdrowiem w elementarnym, biologicznym rozumieniu, nazwiemy taki stan,
w którym organizm jest w stanie wykonywać te funkcje, które są dla niego niezbędne z punktu
widzenia biologii. Są dwie takie funkcje: odżywianie się (podtrzymywanie życia) oraz rozmnażanie
się (podtrzymywanie istnienia gatunku). Upośledzenie którejkolwiek z nich nazywamy patologią,
czyli chorobą i staramy się, na ile to tylko możliwe i etyczne, odtworzyć zdolność organizmu do podtrzymywania
własnego życia - czyli po prostu reanimować pacjenta i uleczyć chorobę - albo odzyskać utraconą płodność. Otóż, sytuacja, w której organizm staje się upośledzony
w którejś z tych fundamentalnych funkcji, w zamian za odczuwaną subiektywnie przyjemność,
a zatem gdy utrwala on patologię, aby nadal odczuwać ulgę/euforię, według definicji WHO jest całkowicie zdrowa i pożądana!
W ten sposób, np. uzależnienie od farmakologii przeciwbólowej lub używki jest wg WHO objawem... zdrowia. Podobnie, związki homoseksualne, niezdolne do przekazywania życia i prokreacji, a więc do
podtrzymywania gatunku, zamiast jako zaburzenie (i sposobność do zaproponowania
terapii), są widziane jako zdrowa, równoważna alternatywa dla zwykłych, heteroseksualnych. Widzimy, że definicja WHO działa na rzecz ideologii neomarksistowskiej.
[Zwiń]